piątek, 5 kwietnia 2013

Lubię herbatkej

Wow... Na wstępie powiem tylko WOW. Dziękuję za tak duże zainteresowanie moim Giveawayem! Jest mi strasznie miło, że prezenty się podobają :3 Wszystkim po równo życzę powodzenia! Muszę zorganizować sobie czas, aby dzielić go między bloga, pisanie pracy licencjackiej oraz pewien projekt, w którym biorę udział. Mam jednak w zapasie kilka postów o kosmetykach, które aktualnie robiłam - łatwe, proste i przyjemne rozwiązania dla naturalnych sklepowych produktów np. masła Organique. I będę też próbowała odtworzyć miętowy peeling Eco Hysteria, więc stay tuned!

Póki co w takim razie coś lajtowego. Już jakiś czas temu dostałam do spróbowania herbaty od sklepu Black-tea.pl. Czego jak czego, ale darmowej herbaty nie przepuszczę! ;) Uwielbiam herbatę, głównie sypaną zieloną z dodatkami. Sklep trafił w moment, bo akurat kończyły mi się zapasy, a jeszcze nie znalazłam godnego sklepu z herbatą w stolicy. Większość w centrach handlowych jest koszmarnie droga, zaś w mojej okolicy małego sklepiku brak. Tutaj mamy niskie ceny i darmową wysyłkę na herbatę - nice!


Zestaw, który otrzymałam prezentował się następująco: 4 herbatki oraz przedziwny wynalazek zwany filtrami papierowymi. Ja swoją herbatę rzadko filtruję - zwykle sypię około łyżeczkę zielonej herbaty na dno mojej jumbo filiżanki w groszki. Jednak bardzo lubię wszystkie około herbaciane wynalazki. 


Musicie przyznać, że ciekawy patent. Duża wkładana torebka na herbatę, gotowa do napełnienia. W sam raz dla osób, które swoich listków długo moczyć nie lubią. Pamiętajmy jednak, że herbaty sypane trzeba zaparzać dłużej.  Dlaczego? Z bardzo prostej przyczyny. Sklepowa herbata w torebkach to miałki przemiał herbaciany - jeśli nie wierzycie kupcie sobie sypaną i porównajcie jej zawartość z zawartością torebkowej. Różnica jest gigantyczna. Oczywiście nie hejtuję z tego miejsca torebkowych tworów. Sama czasem piję, mój chłopak pije - wolność Tomku w swoim domku. Wracając jednak do meritum: listkom zawsze dawajcie dłuższą chwilę. Jeśli nie wiecie ile, pytajcie sprzedawcę w sklepie herbacianym. Tutaj na każdym opakowaniu dostajemy informację ile czasu i w jakiej temperaturze parzyć.

Jak w praktyce sprawdziły się herbaty, które próbowałam:

Imbirowa Gienia
Skład: sencha, korzeń imbiru, skórka pomarańczowa, pigwa kandyzowana, naturalny aromat

Trochę się obawiałam tej herbaty, bo nie jestem fanką imbiru - właściwie to nie znoszę... Jednak moje obawy okazały się błędne - nie ma strasznie mocnej pikantności, nie ma wszechogarniającego imbiru. Smak i aromat są przyjemnie owocowe, chociaż nie umiem porównać ich do tych mi znanych. Mój mężczyzna stwierdził, nie znając składu ani nawet nazwy, że pachnie jak budyń waniliowy - hm... Może jest w tym jest? Przyjmę, że to budyń owocowy. Bardzo mniam.


Ognisty Flirt
Skład: sencha, rodzynki - koryntki, cukrowe serduszkami, płatki malwy i słonecznika, aromat

Tu niestety brakowało mi "owocowości", choć z czasem przyzwyczaiłam się do jej delikatnego smaku i aromatu  (trudno mi go nawet zdefiniować). Słabo czuć owoce, kwiatki i serduszka mają głównie cel ozdobny. Jeśli ktoś lubi delikatne, słodkie aromaty  w zielonej herbacie to polecam. Mojego serca nie podbiła.


Skład: Czarna herbata, jabłko, kardamon, czerwony pieprz, kawałki chili, naturalny aromat czekoladowy

Chociaż w składzie mamy chili oraz pieprz herbata nie jest mocno ostra. Idealna na naszą aktualną wiosnę - lekko rozgrzewa, pięknie pachnie czekoladą z nutką przypraw. Nawet ostudzona jest niezła. Jak rzadko pijam czarną herbatę ta dodatkowo posłodzona jest świetna!


Red Devil
Skład: czarny bez, rodzynki, jabłko, hibiskus, papaja i ananas kandyzowane, czerwona porzeczka, maliny i truskawki liofilizowane, banan, aromat

Jeśli nigdy nie piliście herbaty owocowej tego typu to musicie to zmienić. Dla fanów mocno owocowych smaków, z lekkim kwaskiem. Dużo owoców, zapach powalający na kolana. Truskawki, maliny i egzotyczne owoce wyczuwalne... Uwielbiam tego typu napary, mogłabym pić hurtem, na przemian z zieloną. Dodatkowo można zjeść całą zawartość kubka ;) Ale jeśli kupować to dużo, bo herbata tego rodzaju jest najcięższa i najwięcej potrzeba jej do zrobienia wystarczająco intensywnej herbaty.

Powiem Wam, że jako dziecko nie "trawiłam" zielonej herbaty. Dopiero z wiekiem zaczęłam pić ją litrami, szczególnie w wersjach z dodatkami owocowymi. W ogóle herbaty doskonale sprawdzają się na dla mnie jako cudownych napój, pełen smaku i aromatu, bez kalorii i na każdą porę roku (zielonej nigdy nie słodzę, ba! uważam nawet, że jest wtedy obrzydliwa). Nie wspominając o właściwościach zdrowotnych, o których trąbią wszędzie. Antyoksydanty i te sprawy :3

Do dziś chyba tylko jednego smaku nie potrafię znieść. Oolong jest czymś co wzbudziło moje obrzydzenie i nie umiem się przełamać do kolejnych prób. Co jest tym bardziej dziwne, bo lubię nawet czerwoną herbatę Pu Erh, która śmierdzi czasem rybą :D

W ogóle zastanawiam się jakie jest Wasze podejście do herbat. Przykładacie wagę do tego co jest w kubku? Czy Wasze półki też są zastawione tonami torebek, puszek i innych saszetek tego napoju bogów? :3 A jeśli jesteście ze stolicy i macie jakieś sklepy to podajcie!

P.S. Taki mały pe es. Chciałabym z tego miejsca podziękować Smykusmykowi za mentalnego kopa w dupę do ogarnięcia bloga ;)