Ponoć ryba wpływa na wszystko. A co w takim razie wpływa na ryby, że one są takie wpływowe?
Ano jest taka rzecz - a zowie się SPIRULINA...
"Spirulina - Spirulina Platensis to zielono-niebieska mikroalga, posiadająca formę spirali. Jest najbardziej niezwykłą rośliną odżywczą, jaka została odkryta przez człowieka. Do dnia dzisiejszego nie znaleziono na naszym globie żadnego organizmu, żadnej rośliny, ani też żadnego środka kosmetycznego, który zawierałby tak bogatą kombinację naturalnych, łatwo przyswajalnych i bezpiecznych dla człowieka substancji odżywczych.
Jest bogatym źródłem: protein, witamin B12, A, E, aminokwasów, kwasów tłuszczowych: kwas gamma-linolenowy (GLA), minerałów tj. potas, wapń, magnez, cynk, selen, fosfor, kompleksów cukrowych - enzymów"
Jest bogatym źródłem: protein, witamin B12, A, E, aminokwasów, kwasów tłuszczowych: kwas gamma-linolenowy (GLA), minerałów tj. potas, wapń, magnez, cynk, selen, fosfor, kompleksów cukrowych - enzymów"
[źródło: zróbsobiekrem.pl]
I co z tym fantem zrobić? Poza tym, że zjeść, można zrobić coś więcej.
MASECZKA SPIRULINA + KAOLIN
Wyobraźcie sobie, że całe to dobro ląduje na Waszych twarzach, wchłania się i poprawia doskonale stan Waszej skóry. Nie ma w tym jakichś silikonów, parafin, dupereli, zbędnych zapychaczy... Brzmi nieźle, no nie?
Powiem Wam, że to nie koniec dobra, które tutaj może się znaleźć. Od przybytku głowa nie boli, szczególnie w maseczce, która przecież ma działać cuda przy jednym użyciu. Dlatego ja "rozmnożyłam" swoje glony, aby dodać im większego kopa - dorzuciłam białej glinki zwanej Kaolinem.
"Jedna z najdelikatniejszych glinek i z tego względu polecana dla skóry
delikatnej, wrażliwej, suchej i dojrzałej. Dzięki zawartości glinu ściąga pory i absorbuje nadmiar sebum,
co sprawia, że z powodzeniem może być używana także dla wrażliwej cery
tłustej i mieszanej. Stosowana regularnie jako maska oczyszcza i
wygładza, łagodzi podrażnienia oraz poprawia koloryt skóry.
Zawiera: kaolinit, krzem, glin, żelazo, magnez, cynk, wapń i inne mikroelementy, sole minerale."
[źródło: ponownie zróbsobiekrem.pl]
[źródło: ponownie zróbsobiekrem.pl]
Jest bogactwo, jest przepych, jest samo dobro. Dobro w proszku!
Oczywiście nie ma obowiązku dodawania akurat kaolinu. Rodzajów glinek jest tyle, że można przebierać w nich do woli. Osoby z cerą tłustą mogą sobie machnąć zieloną albo czerwoną. Wrażliwcy strzelają sobie białą albo różową. Są jeszcze glinki jakieś żółte, czarne i w ogóle we wszystkich kolorach tęczy - no może poza niebieskim.
Przygotowanie maseczki jest proste jak konstrukcja cepa. Do opakowania sypiemy pół na pół spirulinę i kaolin. Wstrząsamy mocno w rytm lambady, kręcimy się trzy raz wokół drzewa brzozy, najlepiej przy świetle księżyca w pełni. A tak serio mówiąc to tylko wstrząsamy i gotowe :P
Wiadomo jednak, że proszku na twarz kłaść nie będziemy. Opcji rozrobienia jest kilka:
- Ekonomiczna - rozrabiamy z wodą do odpowiadającej konsystencji. Taka sobie opcja, ale z braku laku dobry kit.
- Kuchenna - rozrabiamy z jogurtem naturalnym. Dodajemy do tego dodatkowe opcje pielęgnacyjne, konsystencja bardzo przyjemna.
- Bogata (bo jakże inaczej?) - mieszamy z olejem, kwasem hialuronowym w żelu oraz wodą.
Ja stosuję opcję numer 3. Zwykle skład idzie następująco: 5 ml maseczki, 2 ml oleju, 2 ml żelu hialuronowego, woda do uzyskania odpowiedniej konsystencji. W przypadku zdjęciowym poleciał macerat z zielonej herbaty oraz hydrolat z mięty. Generalnie wrzucam to co jest pod ręką - jaki olej wpadnie mi w łapę, jak mam hydrolat to dorzucam zamiast zwykłego H2O. Próbki sprawują się do takich celów idealnie. Oczywiście dodając do wszystko, dodajemy coraz więcej mocy naszej maseczce. Bo przecież dlaczegoby nie? Oleje dodatkowo zmniejszają wysuszanie się glinki.
Całość takiej mieszanki kładziemy sobie na twarz na 20-30 minut. Mieszanka może mieć jakieś grudki, ale je łatwo rozsmarujemy przy nakładaniu. W trakcie spryskujemy wodą mordkę, żeby całość była raczej wilgotna. Dlaczego? Ponieważ maseczki na bazie glinek, po wyschnięciu, robią naszej buzi kuku. Odciągają wodę, podrażniają i w ogóle jakieś dziwne historie.
Zapach... No cóż muszę poruszyć te kwestię. Nie będę owijać w bawełnę. To są glony. Wiecie, takie z wody. Pachną jak glony i inne rybkowe klimaty. Mi ten zapach stał się zupełnie obojętny, ba! - nawet go troszkę polubiłam. Jak kogoś boli to może kombinować dodając kropelkę naturalnego olejku eterycznego. Ale dosłownie kropelkę, żeby nie przegiąć!
Zapach polubiłam, bo i pokochałam efekty. Używam takiej kombinacji od stycznia, więc zdążyłam ją przetestować milion razy. Po takiej kuracji twarz jest: nawilżono-natłuszczona, rozjaśniona, mięciutka, "uspokojona". Łagodzi syfki, zmniejsza zaczerwienienia. Cóż innego mogę powiedzieć. Nie bez powodu dzielę się z Wami tym dobrem na swoim rozdaniu. W końcu to coś co kocham! :3
Cena jest również optymalna. Ja zaopatrzyłam się w składniki hurtowo. Spirulina pochodzi ze sklepu Calaya - 100 gramów za 18,90 zł. Biała glinka jest akurat z e-naturalne.pl - 100 gramów 8,40 zł. Takie ilości są "zaporowe". Nie mam zielonego pojęcia kiedy je zużyję. Jeśli jesteście bardzo leniwi to możecie kupić sobie gotowy zestaw do zrobienia takiej maseczki na kolorówce.com. Jest tam też wersja dla cery tłustej/mieszanej. To od nich "ściągnęłam" ten przepis, choć oni swoją wersję jeszcze wzbogacili o witaminę B3.