Cienie do powiek. Moja największa słabość. Moja pięta Achillesa. Mój Kryptonit. Moje Pokemony - muszę mieć je wszystkie. Ze smutkiem stwierdzam, że to nie możliwe, ale zawsze mogę próbować mieć ich coraz więcej.
Jak w mojej kosmetyczce pojawił się nowy cień ze stajni PAESE postanowiłam, że w ramach rozkręcania się w temacie kolorówki, dzisiaj pójdzie on na start.
OPAL to potrójne cienie do powiek, które mogą stanowić świetny początek dla osób kompletujących swoją domową kosmetyczkę. Do wyboru jest 15 wersji kolorystycznych - od tych klasycznych brązów, szarości po lekkie twisty w typie róży, granatów czy turkusów. Nie znajdziemy tutaj nic CRAZY NEO FUTURO, ale to dla mnie zrozumiały zabieg. Niewiele osób potrzebuje w podstawowym zestawie kosmetyków takich fikuśnych wygibasów.
Zastosowany został też klasyczny zabieg w dobieraniu kolorów, czyli każdy zestaw posiada odcień jasny, średni i ciemny. Czyli w teorii coś w sam raz do zrobienia całego makijażu oka. Dlaczego mówię, że w teorii? Rozwinę to dalej, gdy będę omawiać swatche i "poglądowe" makijaże.
Zastosowany został też klasyczny zabieg w dobieraniu kolorów, czyli każdy zestaw posiada odcień jasny, średni i ciemny. Czyli w teorii coś w sam raz do zrobienia całego makijażu oka. Dlaczego mówię, że w teorii? Rozwinę to dalej, gdy będę omawiać swatche i "poglądowe" makijaże.
PAESE pisze o swoich OPALach następująco: Jedwabiste cienie do powiek o delikatnej konsystencji. Zawierają drobno zmieloną perłę, która odbija światło tworząc trójwymiarowy efekt makijażu oka. Nie podrażniają i nie uczulają, nie zawierają parabenów.
Pytanie na salę - Czy tylko ja uwielbiam określenie Jedwabiste? Zawsze kojarzy mi się z tym śmiesznym "nieprzekleństwem", czyli zajedwabiste. Jest też coś takiego w tym słowie, co mi wyraźnie sugeruje z czym mam do czynienia. Z jaką formułą, jaką konsystencją. Takie moje zboczenie: opisy kosmetyków to coś co kocham na wielu płaszczyznach.
Jeden zestaw wybrałam sobie samodzielnie jakiś rok temu, kupując Boxa dostępnego na stacjonarnych stoiskach. Drugi przypadł mi w prezencie do ostatnich boxów, które sprzedawane były z kosmetyczkami.
Zestaw pierwszy to nr 243, czyli Forest Fruits. Zestaw bardzo wdzięczny, ale nie ukrywam, dosyć kolorowy. Myślę, że nie każdemu przypadnie do gustu, bo może sprawiać wrażenie troszkę zbyt różowo-fioletowego. Mi on zdecydowanie wpadł w oko - szczególnie, że konkretne kolory mogę używać jako dodatki do makijażu z innymi cieniami.
Drugi w mojej kolekcji jest nr 236, czyli Lady of the Lake. Tutaj kombinacja, która od razu rzuciła mi się w oczy - bardzo jasny beżowo-żółty, turkus w typie petrol oraz brązowa szarość typu taupe. Właściwie to znowu zestaw dla kogoś, kto nie boi się odrobiny kolorów.
A propos nazw - czasami zastanawiam się czemu firma PAESE je stosuje. To znaczy OK... wiele firm kosmetycznych stosuje określenia łączone, czyli kosmetyk ma liczbę oznaczającą kolor plus nazwę opisującą. W większości przypadków kończy się to tak, że i tak wszyscy stosują określenia numeryczne. Tutaj za to nazwę koloru znalazłam tylko w jednym miejscu - na naklejce na opakowaniu. Nawet na oficjalnej stronie PAESE ich nie ma. Mi to w sumie nie robi różnicy, ale chciałam się podzielić moim luźnym przemyśleniem.
Koniec pierdolenia, pora na mięso, czyli to czego każdy szuka w Google Images - swatche!
To właśnie na swatchach widać, jak bardzo "perłowe" mają wykończenie. Najciemniejszy kolor w praktyce wychodzi dosyć jasno - spokojnie mógłby być użyty na całej powiece. Zakochałam się w środkowym kolorze, który po nałożeniu pięknie oddaje swoją morsko-zielono-turkusową naturę. Niby nie jest szczególnie wielowymiarowy, ale jednak. Najjaśniejszy kolor jest mega jasną "perłą", która delikatnie użyta dobrze służy pod łukiem brwiowym - ale ostrzegam! - DELIKATNIE! Wszystkie kolory są mocno napigmentowane!
Jeden zestaw wybrałam sobie samodzielnie jakiś rok temu, kupując Boxa dostępnego na stacjonarnych stoiskach. Drugi przypadł mi w prezencie do ostatnich boxów, które sprzedawane były z kosmetyczkami.
Zestaw pierwszy to nr 243, czyli Forest Fruits. Zestaw bardzo wdzięczny, ale nie ukrywam, dosyć kolorowy. Myślę, że nie każdemu przypadnie do gustu, bo może sprawiać wrażenie troszkę zbyt różowo-fioletowego. Mi on zdecydowanie wpadł w oko - szczególnie, że konkretne kolory mogę używać jako dodatki do makijażu z innymi cieniami.
Drugi w mojej kolekcji jest nr 236, czyli Lady of the Lake. Tutaj kombinacja, która od razu rzuciła mi się w oczy - bardzo jasny beżowo-żółty, turkus w typie petrol oraz brązowa szarość typu taupe. Właściwie to znowu zestaw dla kogoś, kto nie boi się odrobiny kolorów.
A propos nazw - czasami zastanawiam się czemu firma PAESE je stosuje. To znaczy OK... wiele firm kosmetycznych stosuje określenia łączone, czyli kosmetyk ma liczbę oznaczającą kolor plus nazwę opisującą. W większości przypadków kończy się to tak, że i tak wszyscy stosują określenia numeryczne. Tutaj za to nazwę koloru znalazłam tylko w jednym miejscu - na naklejce na opakowaniu. Nawet na oficjalnej stronie PAESE ich nie ma. Mi to w sumie nie robi różnicy, ale chciałam się podzielić moim luźnym przemyśleniem.
Koniec pierdolenia, pora na mięso, czyli to czego każdy szuka w Google Images - swatche!
OPAL 236 - LADY OF THE LAKE |
To właśnie na swatchach widać, jak bardzo "perłowe" mają wykończenie. Najciemniejszy kolor w praktyce wychodzi dosyć jasno - spokojnie mógłby być użyty na całej powiece. Zakochałam się w środkowym kolorze, który po nałożeniu pięknie oddaje swoją morsko-zielono-turkusową naturę. Niby nie jest szczególnie wielowymiarowy, ale jednak. Najjaśniejszy kolor jest mega jasną "perłą", która delikatnie użyta dobrze służy pod łukiem brwiowym - ale ostrzegam! - DELIKATNIE! Wszystkie kolory są mocno napigmentowane!
OPAL 243 - FOREST FRUITS |
Nasze leśne owoce są ciepłym zestawem oberżyny, jasnego wina i jaśniutkiej brzoskwinki. Specjalnie dołączyłam zdjęcie pod trzema kątami, ponieważ dzięki temu widać jak bardzo kąt padania światła wpływa na "perłowość" i połysk tych cieni. Zestaw moim zdaniem bardzo kobiecy, dobry dla osób, które chcą zabawić się z kolorem, ale bez większych szaleństw.
Wszystkie cienie mają bardzo, bardzo mocną pigmentację i faktycznie - jak to określił producent - są całkiem jedwabiste w konsystencji. Bardzo przyjemnie się z nimi pracuje, nie są suchę, dzięki czemu nie sypią się z pędzla. Niewiele trzeba, aby uzyskać porządny kolor. Dodatkowym plusem jest fakt, że spokojnie możemy blendować je między sobą oraz z cieniami innych marek.
Oto jak mogą wyglądać w akcji na żywym organizmie, czyli oczywiście mnie. Przy makijażu nr 1 użyłam tylko cieni 243 z lekkim podbiciem najciemniejszego fioletu pasującą kredką (dla ciekawych - Avon SuperShock kolor Raw Plum). W drugim makijażu w ogóle nie użyłam najciemniejszego koloru z cieni 236 i musiałam się posłużyć matowym, chłodnym brązem (dla ciekawych again - bareMinerals READY Eyeshadow 4.0 zestaw The Modern Icon).
I teraz pora na wesoły powrót do pytania - dlaczego te cienie, chociaż świetne, nie są zestawem IDEALNYM? Brakuje mi tam matowego cienia - osobiście, preferowałabym, aby padło na najciemniejszy. Przy tak perłowych kolorach, brakuje czegoś, co nie odbija światła. Co daje możliwość nabudowania głębi. Błyszczącym cieniem nie podkreślę załamania powieki albo zewnętrznych kącików oczu. Będą zawsze wychodzić na wierzch przez swoje bling bling. To oczywiście pierdoła - ten fakt, nie ujmuje tym zestawom świetnej jakości, genialnej pigmentacji i świetnych efektów. Mam w domu pierdzilion matowych cieni, więc to dla mnie nie problem sięgnąć po jeden przy makijażu.
Na koniec kilka informacji technicznych. Cienie OPAL marki PAESE kosztują 25 zł i nie mam zielonego pojęcia ile ważą - albo jestem ślepa, albo nigdzie ta informacja się nie pojawia. Ważne informacja dla osób, które tak jak ja nie cackają się swoimi kosmetykami: przezroczysta część nakrętki ma tendencję do rysowania się.
Kto chciałby kupić to dostanie je w sklepach/stoiskach stacjonarnych PAESE, w ich sklepie internetowym oraz w wielu innych miejscach.
Jak ktoś potrzebuje szczegółowego składu to może kliknąć w zdjęcie obok i sobie przeanalizować. Przy cieniach to omówmy się - ja mam to głęboko gdzieś.
W odcieniach zieleni wyglądasz świetnie, ja skusiłam się na przybrudzone brązy, ale właśnie ta perłowość trochę mnie zniechęciła :/
OdpowiedzUsuńW odcieniach zieleni wyglądasz świetnie, ja skusiłam się na przybrudzone brązy, ale właśnie ta perłowość trochę mnie zniechęciła :/
OdpowiedzUsuńOpale nie są kupowane jako gotowce, marka nie bardzo może ingerować w ich układ w okrąglaku, ale Natka pracuje nad naprawdę fajnymi cieniami z lekką satynką, nie tak mocno perłowymi jak te opale. Będą ładne kolory, ciekawe wykończenia, trzeba wyglądać premiery :)
OdpowiedzUsuń"Opale są kupowane jako gotowce" - miało być, kuźwa.
UsuńBardzo ciekawe, przemyślane zestawienia kolorystyczne. Pigmentacja również wydaje się być OK :)) Pozdrawiam ciepło :*
OdpowiedzUsuń