Człowiek rozwijając się makijażowo musi przejść przez fazy na wszystkie produkty - najpierw zaczynamy od suchych podstaw, żeby przejść coraz głębiej w kierunku wszystkiego w kremie. Gdy zaczynałam uczyć się, makijaż bez przypudrowania był dla mnie niewyobrażalną abstrakcją. Teoria była mi znana, ale praktyka? Nie chybił magia.
Lata przeleciały, a ja jakiegoś czasu mam smaka na kremy. Tubki, prasowane, sztyfty - podanie nie ważne, kremowa forma przede wszystkim. Że w swojej kolekcji posiadałam do niedawna tylko jeden róż "na tłusto" wiedziałam, że tradycyjnie muszę mieć nowość GOLDEN ROSE.
Zanim jednak przejdziemy do nowości, wytłumaczę skąd ta moja fascynacja różami w formie kremowej. Dobry kosmetyk w tej formule pozwala nam uzyskać bardzo ładne, naturalne wykończenie. Wbrew pozorom nie powinien tworzyć plam na skórze, a rozblendowanie możemy o wiele bardziej kontrolować niż przy tradycyjnych, suchych różach. Jeśli stosujemy je na nieprzypudrowany podkład, wszystko pięknie stopi się ze sobą. Ważną zaletą jest też trwałość - nawet bez użycia utrwalacza, róż będzie zdecydowanie mniej ścierał się w ciągu dnia.
Już na samym początku stycznia znalazłam na jednym stanowisku GOLDEN ROSE ich dwie nowości czyli...
CREAMY BLUSH STICK
Róż do policzków w sztyfcie zapewnia ich naturalne podkreślenie oraz dodaje cerze naturalnego blasku. Jego kremowa i delikatna formuła sprawia, że idealnie stapia się ze skórą i gwarantuje aksamitne wykończenie makijażu.
Można stopniowo dozować ilość aplikowanego produktu aż do uzyskania satysfakcjonującego poziomu krycia. Po nałożeniu, warto róż rozetrzeć palcami bądź dedykowanym pędzlem.
Dostępnych jest 6 kolorów
HIGHLIGHTER STICK
Ten produkt pozwala na subtelne rozświetlenie wybranych partii ciała. Wygodna forma sztyftu ułatwia jego aplikację, do której nie potrzeba dodatkowych akcesoriów.
Może być nakładany na szczyty kości policzkowych, łuk brwiowy i wewnętrzne kąciki oka w celu dodania im blasku.
Dostępne są 2 odcienie.
Ja w swojej kolekcji mam (póki co oczywiście) jeden róż i jeden rozświetlacz.
CREAM BLUSH STICK nr 102 to klasyczny, łososiowo-brzoskwiniowy kolor - dobre rozwiązanie dla osób, które szukają czegoś nie zbyt czerwonego lub różowego. Zdecydowanie ciepły odcień, który na mojej skórze wychodzi jak bardzo naturalny rumieniec. Nie ma w sobie drobinek, jak zresztą chyba większość tych róży w sztyfcie.
HIGHLIGHTER STICK nr 2 wygląda na lekko chłodny róż. Po roztarciu będzie jednak wyglądał tylko jak mokry połysk na skórze. Co ważne - nie ma dużej ilości drobinek, więc dla fanów tafli polecam go w ciemno. Szczególnie fanów pewnego słynnego rozświetlacza marki Benefit (zamiennik jak nic!).
Bajdełej - najbardziej popularny odcień z tych rozświetlaczy to nr 1, który jest beżowo-szampański w swojej bazie, aczkolwiek... dostanie go graniczy z cudem! Nie ma go w necie, nie ma go w sklepach i na stoiskach, ale z tego co zrozumiałam ktoś na Youtube'ach zrobił jego recenzję i od tej pory magicznie wyparował. Aż żałuje, że nie kupiłam go kiedy dopiero co pojawił się na półkach, a jego popularność nie była taka duża.
Co jest najważniejsze w tych sztyftach? Świetna formuła podania! Stick jest zdecydowanie łatwiejszy w nakładaniu niż wiele kosmetyków kremowych w formie "prasowanej". W ten sposób jeśli nie mam możliwości użycia pędzli możemy nałożyć je bezpośrednio na policzek, a potem rozetrzeć tylko palcami. Sama forma pozwala też bardzo przyzwoicie dozować produkt, którego zresztą nie potrzebujemy zbyt wiele.
Nie musicie się martwić, że sticki są tłuste albo zbyt kremowe - nałożone na skórę rozcierają się do przyjemnie suchej konsystencji. Ryzyko plam zostało bardzo skutecznie wyeliminowane, więc nawet osoby niewprawione w kosmetykach kremowych powinny sobie bez problemu poradzić.
Jak zobaczycie na mojej twarzy, mimo użycia dużej ilości, rozcierając pędzlem uzyskałam baaardzo naturalny, prawie niewidoczny efekt. To ważny plus, bo w ten sposób możemy dozować sobie ilość koloru na policzkach. Jeśli się zastanawiacie to do rozblendowania różu użyłam pędzla Buffing Brush z zestawu Real Techniques.
Rozświetlacz, mimo swojego chłodno-różowego koloru też wygląda na skórze naturalnie, dodając cerze troszkę "mokrego" looku. Jak wspominałam, uzyskacie nim efekt tafli, który będziecie mogli sobie stopniować - nie roztarty wygląda mega shiny, ale rozklepany palcami daje już naturalniejsze rozświetlenie.
Oczywiście pointom tej recenzji będzie cena - róże i rozświetlacze kosztują tylko 19,90 zł co jest świetną ceną za tak wysokiej jakoś kosmetyk kremowy wpisujący się we wszystkie najnowsze trendy. Dodatkowo każdy jest bardzo duży - ich waga waha się pomiędzy 9,5, a 10,5 gramów, co przy tak wydajnym produkcie będzie pewnie ilością nie do zużycia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz