Wszystko jest względne i wszystko płynie. To jedne z tych banałów, które jak to zwykle bywa, świetnie przekładają się na rzeczywistość.
Także tą dotyczącą kosmetyków do makijażu pod moim dachem.
Gdy ponad dwa lata temu rozpoczynałam swoją naukę w Akademii Makijażu Mokotowska podchodziłam do wielu kosmetyków z dystansem. Dystans ten nazywał się "drogie kosmetyki". Wszystko czego ceny wydawały mi się zbyt wysokie, automatycznie było skreślane z listy potencjalnego zakupu. Tanie zamienniki były moim drugim imieniem. Stawałam twardo oporem i koniec. Przy moim charakterze najbardziej na miejscu będzie określenie "I chuj".
Jednak minęły już te dwa lata. Moja sytuacja życiowa zdążyła się obrócić o 180 stopni. Przez ten czas sporo myśli przeszło przez moją głowę. Żeby wszystko Wam przekazać, wymienię je w zgrabnie ujętych punktach.
1. Czym skorupka za młodu...
Obserwacja, którą już poczyniłam dawno temu. Jeśli Wasze mamy otaczały się drogimi kosmetykami to istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że i Wy będziecie tak robić.
U mnie w domu przez lata funkcjonował puder "Feather Finish" marki Lantheric, tusze do rzęs nie przekraczające ceny 25 zł i... właściwie to tyle. W kwestii perfumowej było podobnie. Moja mama w ograniczonym stopniu się malowała - przynajmniej na etapie, kiedy już mnie posiadała. Ja sama zaczęłam przełamywać te bariery, ale w nie wyszukany cenowo sposób. Trudno, żeby licealistka (albo gimbusiara) mogła pozwolić sobie na jakieś fanaberie. Przynajmniej w mojej rodzinie. Miałam jednak bliskie koleżanki, których mamy paliły hajsy na kosmetyki i perfumy z wyższej półki. Ja mentalnie łapałam się za głowę: "Czy im nie szkoda na to kasy?".
Z tego powodu trudno jest nagle przestawić sobie w mózgu fałdę, która zmienia tryb myślenia na "Możesz wydać na podkład 100 zł" albo "Szminka może kosztować więcej niż 20 zł". Potrzebny jest do tego pewien impuls. Impuls zwany...
2. ... "Money, money, money"
Stwierdzenie, że pieniądze czynią wolnym jest kontrowersyjne. Ale ma sporo w sobie racji.
Stan portfela zmienia podejście do wielu spraw. Bo jeśli po opłaceniu rachunków, odłożeniu kasy na jedzenie i inne niezbędne zakupy, zostaje Wam konkretniejszy zapas pieniędzy to życie staje się piękniejsze. Również życie kosmetyczne.
Gdy moja sytuacja finansowa zmieniła się na lepsze to od razu przychylniej spojrzałam na kosztowne kosmetyki. Wtedy gdy widziałam coś, co bardzo mi się podobało i czego efektu byłam pewna, zwyczajnie w świecie kupowałam to. I nie jadłam do końca miesiąca zupek chińskich. Tusz to rzęs za 100 zł? Luz. Cień do powiek za 60 zł? Why not.
Oczywiście nie jestem miliarderem i nie wydam 1000 zł za jednym zamachem w MACu - po pierwsze bo mnie wnerwia, a po drugie bo jednak mam w głowie zdrowy rozsądek.
3. Inwestycje długoterminowe
Zapłać raz, a dobrze i nie żałuj.
Szukanie zamienników potrafi powodować ból dupy, głowy i portfela. W wielu wypadkach można je znaleźć, ale wymagać to będzie dużego poświęcenia czasu, sił, a czasem i zasobów. Są za to rzeczy, w które można spokojnie zainwestować, jeśli wiemy, że będą nam na długo wystarczyć. Do takich kosmetyków należą:
A) podkład
B) tusz do rzęs
C) korektor
D) róż do policzków/rozświetlacz
E) rzeczy do brwi
Te kosmetyki, jeśli jesteśmy regularnymi zjadaczami chleba kosmetycznego, to inwestycja, która starcza na bardzo długo. Zwykle kupimy je raz albo dwa razy do roku (no może tusz kupujemy 3-4 razy). Ja używając regularnie różu z Benefitu byłam w stanie go zużyć, po ok. półtora roku. Oczywiście najgorzej będzie jeśli wszystkie skończą się na raz, ale taka sytuacja się rzadko. Musimy być pewni, że są dla nas idealne. Ale serio - tutaj warto sobie zainwestować. Ten fakt również łączy się z kolejnym punktem.
4. Droższe CZASAMI znaczy lepsze
Niby banalna fraza, ale potrafi się sprawdzać
Kiedy posiedziałam trochę głębiej w kosmetykach kolorowych na półkach wszelakich, zauważyłam, że potrafi być w tym sporo racji. Marki profesjonalne mają chociażby lepiej pomyślany dobór kolorów. O wiele, wiele łatwiej jest znaleźć kolor podkładu. Chociażby w MAKE UP FOR EVER. Kupowanie takowego w drogerii dla mnie już mija się z celem. Nie mówię, że ich jakość jest słaba. Ale kolory... Lepiej pomyślane są też kolory korektorów, kosmetyków do brwi... Troszkę tego jest.
Trochę zmienia się rynek pod tym kątem - co mnie bardzo cieszy, bo nigdy nie skreślam kosmetyków z powodu ich ceny. Ale wciąż można znaleźć pewne produkty, które są niezastąpione.
5. Praca na najlepszych produktach
Punkt dla profesjonalistów, ale nie potrafię go pominąć.
Kiedy ktoś pracuje jako makijażysta to nie ma zbytnio ochoty rzeźbić w gównie. Brzmi to okrutnie, ale tak jest. Wszystko musi być tip top. Łatwe w użyciu, trwałe, idealne kolorystycznie. Nie ma co kombinować i iść jak żaba pod górkę. Szczególnie, że wiele marek oferuje profesjonalistom rabaty.
Nie byłaby jednak sprawiedliwa i obiektywna, gdybym nie dodała najważniejszego "ale"...
NIE ZAWSZE DROŻSZE ZNACZY LEPSZE
Chociaż jak twierdzili Abstrachuje, Szanel milej na ryj nałożyć
Ja wiem, że ludzie podchodzą do tematu markowych kosmetyków w sposób "No bo skoro to Chanel/Smashbox/Dior to na pewno ten kosmetyk będzie zajebisty". Uwierzcie mi - NIE. Każda marka ma swoje przebłyski, ale gdzie mamy światło, tam też jest cień. Błagam zawsze ludzi, żeby nie dali się zwariować. Namacałam się, na próbowałam przeróżnych marek z wyższej półki. To magiczne logo, ten magiczny markowy napis nie daje Wam jakiejkolwiek gwarancji jakości. Przykładowo: W mojej kolekcji mam paletkę 5 cieni Estee Lauder, której wartość to jakieś 260 zł. Są to tak bardzo przeciętne cienie, że gdy pomyślę o kimś kto wydał te pieniądze to jest mi go szkoda. Oczywiście da się nimi pomalować, ale poza złoconym puzderkiem nie ma w nich niczego szczególnego. Żeby nie powiedzieć, że są słabe. O wiele lepsze są moje paletki z MAKEUP REVOLUTION. To jednak nie znaczy, że wszystkie kosmetyki Estee Lauder są złe. Ale nie wszystko złoto co się świeci.
I te wnioski dotyczą wielu kosmetyków, wielu marek. Zawsze będę popierać świadome zakupy, które podyktowane będą pewną wstępną analizą co jest dostępne na rynku. Jestem kosmetykoholiczką - tutaj nie będę się kłócić. Ale staram się być w moich wyborach świadoma, bo wyrzucania pieniędzy w markowe błoto nie zrozumiem.
NIE ZAWSZE DROŻSZE ZNACZY LEPSZE
Chociaż jak twierdzili Abstrachuje, Szanel milej na ryj nałożyć
Ja wiem, że ludzie podchodzą do tematu markowych kosmetyków w sposób "No bo skoro to Chanel/Smashbox/Dior to na pewno ten kosmetyk będzie zajebisty". Uwierzcie mi - NIE. Każda marka ma swoje przebłyski, ale gdzie mamy światło, tam też jest cień. Błagam zawsze ludzi, żeby nie dali się zwariować. Namacałam się, na próbowałam przeróżnych marek z wyższej półki. To magiczne logo, ten magiczny markowy napis nie daje Wam jakiejkolwiek gwarancji jakości. Przykładowo: W mojej kolekcji mam paletkę 5 cieni Estee Lauder, której wartość to jakieś 260 zł. Są to tak bardzo przeciętne cienie, że gdy pomyślę o kimś kto wydał te pieniądze to jest mi go szkoda. Oczywiście da się nimi pomalować, ale poza złoconym puzderkiem nie ma w nich niczego szczególnego. Żeby nie powiedzieć, że są słabe. O wiele lepsze są moje paletki z MAKEUP REVOLUTION. To jednak nie znaczy, że wszystkie kosmetyki Estee Lauder są złe. Ale nie wszystko złoto co się świeci.
I te wnioski dotyczą wielu kosmetyków, wielu marek. Zawsze będę popierać świadome zakupy, które podyktowane będą pewną wstępną analizą co jest dostępne na rynku. Jestem kosmetykoholiczką - tutaj nie będę się kłócić. Ale staram się być w moich wyborach świadoma, bo wyrzucania pieniędzy w markowe błoto nie zrozumiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz