Zaczął się grudzień. Ostatni miesiąc roku, który bardzo lubię. Szczególnie jeśli dopisuje śnieg i zimowa pogoda. Nastrój, zapachy, klimat, dużo wolnego czasu - to wszystko daje mi wiele radości. Pisząc tą notkę jestem dość zmęczona, więc myśl o nadchodzących dniach jest dla mnie swoistym światełkiem w tunelu. Ostatnio jakoś ciągle coś budzi mnie w nocy, a przecież mam zajęcia. Ale jeszcze trochę, do przyszłego tygodnia i czeka mnie trochę relaksu. Póki co nastrajam się
Nigellą Lawson w wersji świątecznej. Duże ilości tej cudownej kobiety potrafią zdziałać na mnie cuda.
W weekend ponownie odbyły się
warsztaty witrażowe. Zrobiłam to i owo, żadnej dużej formy, ale pokazuję to co mnie najbardziej zadowala.
Kolczyki, broszki oraz wisiorek:



Witraż, chociaż jest ciekawy, nie jest dla mnie. Ciekawie się tworzy, efekty potrafią być cudne. Ale musiałabym usiąść spokojnie w domu, bez pośpiechu czy parcia. Mieć wszystko pod ręką. To jednak niewykonalne, więc na jakiś czas rezygnuję z witrażów. Poza tym otrzymałam zakaz od M. ;) Wszystko z powodu "małego" oparzenia, kiedy przez nieuwagę złapałam palcami lutownicę. Trochę zajmie gojenie, ale będzie dobrze.
Wpis krótki, bo właścicielka bloga zmęczona. Ale przynajmniej zaczęłam miesiąc od wpisu, tak jak chciałam.