poniedziałek, 26 września 2011

Dumny

Jak paw oczywiście. Kolczyki zrobione na zamówienie. Proste, ale wyraziste :)


A już niedługo wpis jesienno-rozgrzewający. Szykujcie garnki.

środa, 31 sierpnia 2011

Zaniedbanie

Słyszałam kiedyś, że zaniedbanie jest grzechem. I choć nie należę do osób wierzących, nawet ja jestem w stanie zauważyć jak wiele można stracić zaniedbując pewne sprawy. I w ten sposób ja zgrzeszyłam jeśli chodzi o moje hobby i studia. Dałam ciała na tych dwóch płaszczyznach. Zmarnowałam okazje, lenistwo dodało coś od siebie. W takich chwilach człowiek zastanawia się jak bardzo jest żałosny oraz co da się naprawić. Po spędzeniu jakiegoś czasu na takich przemyśleniach, doszłam do wniosku, że skoro jeszcze mogę to pora spróbować coś naprawić. Choć łatwo nie będzie.

Tak więc zabieram się do pracy, a zaczynam od bloga. Istnieje już prawie dwa lata, warto go trochę zreaktywować przed urodzinami. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda albo przynajmniej zajrzy jak zobaczy nowe posty.

Średnio mam czym się pochwalić, jeśli chodzi o wykonane rzeczy. Znalazłam jednak 2 zdjęcia czegoś godnego wrzucenia tutaj ;)

Pierwsze: Kolczyki Decoupage z motywem wieży Eiffle'a. Jak tylko będę miała finanse na klej stworzę parę z Notre Dame. Troszkę vintage, mają spoko uroku :)

Drugie: Wieszak z owieczką, rozmiar dziecięcy. Naklejone motywy wyglądają trochę jak kalkomanie, całość wyszła uroczo. Nie wiem dokładnie co się z nim dzieje, ale mam nadzieję, że spełnia dzielnie swoją funkcję.

I to by było na tyle. Trzymajcie za mnie kciuki, bo sporo roboty przede mną.

czwartek, 6 stycznia 2011

Zamotane zakupy

Wiem, że "jutro" o którym wspomniałam w ostatnim poście, minęło już parę dni temu, ale i tak to mniejszy odstęp niż miewałam ostatnio między moimi wpisami ;)

Tak jak zapowiadałam - dziś "recenzja" z moich zakupów w sklepie zamotane.pl.

Od jakiegoś już czasu planowałam zakupy w tym sklepie internetowym. W Olsztynie trudno jest dostać bawełniane włóczki inne niż Almina, Camilla, Miya, Myra i Supreme, które generalnie są swoimi odpowiednikami, oscylującymi między dwoma grubościami. Więc gdy miałam trochę więcej pieniędzy, postanowiłam zaryzykować i zamówić coś na co miałam "chrapkę" odkąd tylko zobaczyłam: Soleil marki Rozetti.

Ale jak już wspomniałam, powiem o sklepie, nie o samej włóczce (jeszcze dobrze jej nie przetestowałam). Zamówiłam sobie 11 motków 50 gramowych po 5,50 zł za sztukę. Wysyłka priorytetowa kosztowała mnie 11 zł przy wcześniejszym przelewie, co uważam, za całkiem znośny koszt wysyłki dla dość sporej przesyłki. Przesyłka została nadana bardzo szybko, dzięki czemu nie musiałam długo czekać na swoje zamówienie.

Zawartość paczki, dodatkowo była włożona w reklamówkę Adriafilu, co wyglądało bardzo przyjemnie: prawie jakbym przyniosła te zakupy z autentycznej pasmanterii ;) Poza rzeczami oczywistymi (włóczkami i rachunkiem), znalazłam w środku dodatkowo, owinięte w małe karteczki kawałki 16 innych włóczek.

Takie próbki, to świetna forma promocji, szczególnie, że przez internet nie możemy czegoś dotknąć. Osobiście wydrukowałabym nazwy włóczek na papierze. Odnalezienie włóczek w serwisie też trochę sprawiło problemu, gdyż osobiście nie zauważyłam nigdzie na stronie opcji "szukaj". Poradziłam sobie z tym korzystając z google. Tak więc, choć próbki są dobrym pomysłem, wymagają drobych poprawek. Ważne jednak dla mnie jest to, że w ogóle się pojawiły w moim zamówieniu.

Sklep powinien popracować nad zdjęciami. Choć przy każdej włóczce widnieje nazwa koloru, trudno wiedzieć jaki będzie on faktycznie. W moim zamówieniu, włóczka która nazwana została "terakota" na zdjęciu miała piękny czerwony kolor. Na żywo okazała się być faktycznie "terakotą", ale skąd miałam wiedzieć jak dokładnie może ona wyglądać? Nie wspominając o "pomarańczy", która okazała się "marchewką". Większość włóczek w moim przypadku jest jaśniejsza w rzeczywistości. Nie mozna mieć wszystkiego...
Ogólne oceny wyglądają więc następująco

Szybkość wysyłki: 10/10
Ceny: 9/10 (zamówienie w jakiejkolwiek pasmanterii internetowej ma sens, jeśli nie mamy pasmanterii w mieście lub robimy duże zamówienie)
Stan faktyczny produktów: 8.5/10 (za kolory na zdjęciach i w rzeczywistości)

Czynniki dodatkowe: 9/10 (nowa ocena, która zdecydowanie powinna się tutaj pojawić; w tym wypadku za próbki, nie dokońca dopracowane)
Średnia ocena: 9,125/10

Ogólnie uważam zakupy za udane. I chociaż jestem w twórczym dołku, wierzę, że kupione włóczki podniosą moje morale ;)

niedziela, 2 stycznia 2011

Praktyka czyni mistrza, czyli witrażyki w pierniczkach

Oto coś co chciałam napisać jeszcze w grudniu, kiedy to wszyscy robią pierniczki. Niestety lenistwo i brak organizacji dał o sobie znać. Wpis więc pojawia się teraz. Póki jeszcze zima, sezon świąteczny trwa do 6 grudnia i może ktoś potrzebuje zrobić sobie pierniczków od tak dla smaku.

Rok w rok, w domu dzieje się pewna niepisana tradycja: mama nie pamięta z którego przepisu korzystałyśmy rok temu, więc robimy masową zbiórkę wszystkiego co wpadnie w ręce: książki, zeszyciki z gazet, zeszyty, wycinki, opakowania. Generalnie wszystko gdzie można znaleźć przepis o tytule "Pierniczki". W tym roku padło na blog mojewypieki.blox.pl. A dokładniej na ten przepis + zdjęcia witrażyków. Wykonanie pozostawiłyśmy takie samo, ale skład został zmieniony.

Pierniczki (same składniki)
550 g mąki żytniej
150 g mąki pszennej
200g masła
1 jajko + żółtko
450 g miodu
150 g cukru pudru
3 łyżeczki płaskie sody/proszku do pieczenia (mama preferuje sodę do piernika, ale zabrakło...)
przyprawa do piernika (2 opakowania, bo my lubimy duuużo przyprawy ;)
2 łyżeczki kakao (tak dla koloru)
Komentarze co do wykonania:
Wykonujemy tak jak w przepisie podanym na mojewypieki, ale...
1) Ciasto warto schować do lodówki na jakąś godzinkę. Jeśli nie wykorzystamy całego to może jeszcze spokojnie posiedzieć chłodziarce parę dni.
2) Pierniczki bardzo długo miękły. Nawet po 2 tygodniach wciąż nie były mięciutkie. Być może szczelne pudełko było ich zgubą. Kiedy położone zostały na paterze wśród owoców zmiękły błyskawicznie. Wszystko zależy od tego jakie chcemy żeby były.

Rady do witrażyków: Jak znalazłam sposób wykonania witrażyków od razu poczułam, że muszę spróbować. I choć instrukcja w przepisach była jasna to uważam, że moje obserwacje mogą się komuś przydać ;)
1) Landrynki nie są chętne do kruszenia. Próbowałam drewnianym tłuczkiem do mięsa i nic. Kombinowałam jak żaba pod górkę aż mnie olśniło. Genialnym rozwiązaniem okazał się stary dziadek do orzechów (jak widać na zdjęciu). Kruszy świetnie landrynki, na mniejsze i większe kawałki.
2) To ile sypałam widać na zdjęciu: trochę z górką, kawałki większe i drobne kryształki.
3) Czas pieczenia podany na mojewypieki jest w sam raz. Gdy wyjmiemy blachę, musimy pozostawić ją do wystygnięcia. Próba zdjęcia z gorącej/bardzo ciepłej blachy skutkuje tym, że witrażyk wciąż klei się do papieru. Warto więc pierwszego zdejmować powoli, jeśli nie jesteśmy pewni.

Tyle miałam do przekazania w kwestii pierniczkowej ;) Jutro zaś mała recenzja sklepu internetowego.