czwartek, 26 grudnia 2013

Wesołych Świąt i inne głupoty

Obrazek pasujący do okazji, ale nie obrażający uczuć religijnych (nawet Ateistów) - thegraphicsfairy.com

Dziś 26 grudnia, więc Święta jak zwykle są w odwrocie. Od wieków tak to już jest, że Święta, Święta i po Świętach.

To nie zmienia jednak faktu, że chciałabym Wam życzyć wszystkiego najlepszego, wesołego, kolorowego, szczęśliwego w te Święta i ten okres po Świętach. Aby miło płynął Wam czas do nadchodzącego Sylwestra i Nowego Roku!

Zawsze byłam słaba w życzeniach i to chyba nigdy się nie zmieni.

W tym miejscu mogłabym skończyć swoje pisanie na dziś. I Ty - drogi czytelniku - możesz również to zrobić. Bo to co będzie dalej to głębokie bajanie z rodzaju "Ból Dupy".

wtorek, 5 listopada 2013

Czy to High Beam? Nie! To kolorówka.com


Długo dumałam nad tym czy na wstępie powinnam pokazywać Wam efekt, jaki udało mi się uzyskać, kiedy to poszukiwałam rozświetlacza... Doszłam jednak do wniosku, że nie lubię spoilerować. Jeśli tak jak ja jesteście w trakcie rekonesansu, a rzucenie ponad 100 zł ot tak na High Beam Wam się nie uśmiecha to zobaczcie co dzisiaj przygotowałam...

piątek, 1 listopada 2013

WYNIKI ROZDANIA Z KOLORÓWKĄ.COM!

Dzisiaj, kiedy wszyscy mają ustawowo wolne, można na spokojnie opublikować wyniki mojego ostatniego rozdania. Będzie szybko i treściwie.

Podkład mineralny oraz moździerz z kolorówki.com wygrywa...

niedziela, 27 października 2013

Klasyka i nowoczesność, czyli róż i czekoladka od Bourjois


Pewne marki mają takie kosmetyki, które zna każdy. Ich używanie przekazywane jest wręcz z pokolenia na pokolenie. Oczywiście to nie znaczy, że spoczywają na laurach i nie próbują zrobić czegoś nowego. Dlatego dziś rzućmy okiem na róż i bronzer od Bourjois.

sobota, 26 października 2013

Warsztaty w Ploteczkarni - bo ja kocham robić wszysko sama!






No właśnie - przecież ten blog, lata temu, powstał z tego właśnie założenia! Uwielbiam rękodzieło, uwielbiam sama przygotowywać różne rzeczy, uwielbiam tworzyć. Nie zawsze skutek jest taki jaki ja tego chcę, ale jednak. Kocham poznawać tysiąc technik, robić wszystko różnymi sposobami. A jak lepiej nauczyć się czegoś nowego, jak nie na warsztatach?

wtorek, 22 października 2013

Dużo maxów i minimów, czyli enigmatyczny tytuł do żelu marki Sylveco





W wymyślaniu postów czasem najgorszy jest tytuł - bo jak zawrzeć to co chcemy przekazać, nie zdradzając przy tym treści?

Dziś znów stanęłam przed takim trudnym zadaniem. Więc ujmę to tak. Będzie o kosmetyku, który ma dużo rzeczy na maks, jednocześnie utrzymując wiele rzeczy na minimum. 

Oczywiście pytanie brzmi: czy wychodzi na tym na plus czy na minus? 

sobota, 19 października 2013

GIVEAWAY! - Rozdanie z kolorówką.com!


Wiecie jak to jest - każdy lubi w ramach przeprosin dostać jakiś prezencik - od tak na "zgodę".
Ja nie piszę. Ja przepraszam. Ja wręczam gifcik. Ale z pomocą niezawodnej kolorówki.com!

sobota, 5 października 2013

Do trzech razy tusz essence


Kiedy życie daje nam cytryny to ponoć mamy robić z nich lemoniadę.
A co jeśli dostajemy 3 tusze do rzęs jednej marki? To znaczy, że trzeba je zmierzyć w pojedynku na efekty!

piątek, 27 września 2013

COSNOVA wita gości!

Sezon na nowości czas zacząć! Są kosmetyki, jest prasa, są blogerki - a to wszystko za sprawą firmy COSNOVA - czyli mówiąc po naszemu Catrice i essence. 

WARNING - Zdjęcia, zdjęcia i jeszcze raz zdjęcia! Ilością zdjęć przebijam mistrzów. SPAM, SPAM, SPAM!

niedziela, 15 września 2013

WYNIKI Rozdania Urodzinowego!

Drodzy uczestnicy!

Dziękuję wszystkim za naprawdę duży dział (130 zgłoszeń!), za życzenia, za głosy na moje kotki :3

Jest mi naprawdę miło, ale zestaw powędruje oczywiście do jednej osoby! I tą osobą jest....

*werble*


srebrnaLENTI!

Ze zwyciężczynią się skontaktuję mailowo. Jeszcze raz Wam wszystkim dziękuję i pocieszę - szykuję serię takich mini, szybkich rozdań powiązanych z poszczególnymi recenzjami, więc warto czytać co za idiotyzmy wpisuję :P

Wiem, że ostatnio było tu cicho. Wrzesień przywitał mnie zasypem obowiązków maści wszelakiej oraz niestety chorobą, która w tym momencie skutecznie utrudnia mi życie. Zauważyłam, że to jakaś wczesnojesienna plaga chorobowa. Planowałam dzisiaj coś popisać, ale chyba dam radę tylko opublikować te wyniki. Z tego miejsca obiecuję spiąć dupę i wynajdować czas na pisanie (i robienie zdjęć, i robienie wszystkiego innego, czego wymagają ode mnie posty)!

A teraz życzę Wam miłej nocy - good night and good luck

środa, 28 sierpnia 2013

WARTE UWAGI - Walka z naczynkami: prosty krem oraz serum z wit. C z kolorówka.com

Każdy kto ma cerę naczynkową, wie jak upierdliwy jest to problem. Uczucie gorąca, wiecznie czerwone policzki, jakieś czerwone pajączki na twarz... 

A co jeśli Wam powiem, że jest rozwiązanie? I nie kosztuje miliona złotych?

sobota, 24 sierpnia 2013

KOBO Mineral Make-up Pearls, a raczej pudrowe cukiereczki


Om nom, nom, indeed...
Lubicie pudrowe bransoletko-zegarki? Lubicie słodkie rzeczy? Czy pastelowe kolory na różnych rzeczach przyciągają Was jak magnes? Nie? Bo mnie tak! :3

piątek, 23 sierpnia 2013

piątek, 16 sierpnia 2013

Coś o nie uchwytnym, czyli pigmenty interferencyjne


Zapewne zastanawiacie się po co pokazuję Wam wieżyczkę słoiczków, wypełnioną białymi proszkami. I w ogóle dlaczego używam takich trudnych słów jak "interferencyjne"? I właściwie to od kiedy tata umie piec?* Spokojnie, spokojnie - jeszcze nie zwariowałam do końca. Dziś po prostu o czymś co kocham.

czwartek, 15 sierpnia 2013

"Im dalej w LUSH, tym..." Część szósta - ULTRABLAST Tooth Tabs


W "naturalnym światku" mycie zębów eko-pastą już nikogo nie dziwi.

Pasta bez fluoru? Nuda.
Proszek do mycia zębów Darbur? Było.
Ziołowe wynalazki? Meh.
Pasta do zębów w tabletkach? Nu... WHAT?

środa, 14 sierpnia 2013

MASKOWANIE - Enzymatyczny peeling e-naturalne

Opowiem Wam moją historię:

Przez lata olewałam maseczkowanie się. Miałam to totalnie gdzieś - ot raz na jakiś czas kładłam sobie cokolwiek na twarz w myśl idei: "Jutro muszę wyglądać świetnie więc sobie trzasnę coś na pyska". Zwykle były to jakieś jednostrzały w saszetkach albo coś z serii AVON Spa.

Wszystko jednak zmieniło się na początku roku.

Wtedy wprowadziłam ogromne zmiany w pielęgnacji twarz. Naturalne kremy, toniki, serum - no cuda na kiju. Chciałam zapanować nad moją naczynkowością, a jak się zaprę to potrafię regularnie stosować dziwne specyfiki choćby się paliło i waliło. Dlatego zdecydowałam się wprowadzić do mojego stałego "menu" naturalne maseczki.

Tego, że polecam Wam takie uzupełnienie, to pewnie się domyślacie. Trzeba jednak pamiętać o regularności, odpowiednim ścieraniu itp. Oczywiście - super jest gdy maseczka daje nam efekt WOW po jednym użyciu. Jednak to długodystansowe stosowanie, tak dwa razy w tygodniu, może mieć na nas jakiś wpływ "bardziej".

Dlatego dziś pod lupą:

Peeling enzymatyczny z owoców egzotycznych - E-naturalne.pl


INCI:  Spray dried seawater [suszona rozpyłowo woda z morza?], Thalisource [???], Papaya and bromelain [papaina i bromelanina], Rice starch [skrobia ryżowa]

Zacznijmy od początku. Zanim maseczka wyląduje na naszej twarzy, najpierw najlepiej machnąć sobie jakieś zdzieranie. Po komentarzach pod postem o peelingu YOSKINE zauważyłam, że sporo osób lubi jakieś hardcorowe tarcie. Moja skromna opinia jest taka: ostrzej nie znaczy lepiej. Nawet jeśli cera jest tłusta i trądzikowa (przy trądzikowej to już w ogóle...). Ale jako, że specjalistą nie jestem to wolny wybór. Ja z moją cerą naczynkową postanowiłam wrzucić sobie na ruszt peeling enzymatyczny. A dokładnie taki ze sklepu E-naturalne.pl.

Magią tego peelingu jest papaina i bromelaina. Te dwa składniki to nic innego jak enzymy z owoców ananasa i papai. Wiem, że można je kupić oddzielnie, ale ja zdecydowałam się na gotowy produkt, gdzie nie będę musiała nic odmierzać. Czym są pozostałe pozycje w składzie? Dobre pytanie, sama chciałabym wiedzieć. Bo jak wysusza się wodę z morza? I czym jest to mityczne Thalisource? Jedynie skrobia z ryżu brzmi sensownie.

Nie mniej jednak, nasze owocowe enzymy będą "wyżerały" nam twarz i to się liczy. Nie będzie przy tym żadnych drobinek ingerujących zbyt mocno. Zero tarcia. Peeling ten stosujemy jak maseczkę.

Zanim do tego - obskoczmy kwestie techniczne. Dostępne jest kilka wielkości: 10, 30, 60, 90, 150, 250, 500 (!) gramów. Im więcej kupimy tym taniej nam wyjdzie. Pudło, które mam to 90 gramów za 34,90 zł. Produkt dostajemy w plastikowym, prostym pudełku z wieczkiem i naklejką (szału nie ma). Całość to biały proszek, który ma PRZECUDOWNY zapach. Kocham ten zapach pasjami, choć ni w ząb nie umiem go określić. Według sklepu ma to być aromat "tropikalnych owoców dojrzewających w promieniach gorącego słońca". Taaa... Tak serio to jakaś nuta zapachowa owoców tu jest, poza tym jest on pudrowo-perfumowy. Jak jakiś produkt z salonu SPA. Nice! :3

Lewo: tuż po nałożeniu; Prawo: przed zmywaniem

Według przepisu proszek rozrabiamy w proporcji 1:2. Mówiąc prościej - bierzemy łyżeczkę peelingu i dodajemy 2 łyżeczki wody. Ja robię to w proporcji 1:1. Moja łyżeczka jest trochę mniejsza, więc na pewno nie ma 5 ml, a taka ilość wystarczy mi na całą twarz. Konsystencja jest wodnista, więc trzeba dosyć uważnie nakładać na twarz. Po kilku użyciach nabrałam wprawy i idzie to raz dwa. Gdy używam więcej wody robi się za rzadkie, przez co bardziej upierdliwe w nakładaniu (sama woda prawie...).

Gdy nakładamy peeling jest on transparentno-biały. Całość trzyma się na paszczy przez 10-15 minut. Zasycha na wiórek robiąc się przy tym bialutki. Potem wszystko raz dwa zmywamy i gotowe!

Używając pierwszy raz tego peelingu-maseczki nie wierzyłam, że coś takiego może oczyścić twarz - i to na poziomie porównywalnym do drobinek. No bo, że jak? Jakim cudem? Przy spłukiwaniu z rąk już doznałam szoku. Już wtedy czułam, że mam "oczyszczone" ręce. A był przecież na nich tylko chwilkę. Po zmyciu stuffu z twarzy byłam zachwycona! Mordka jest czysta, gładka, "wypolerowana". Bez mocnego ściągnięcia, bez zaczerwienienia. Pure awesomeness!!! Sklep zapewnia, że nasza skóra ma być "rozświetlona". Muszę im przyznać, że coś w tym jest. Oczywiście jeśli macie mocne zaczerwienienia od naczynek to ciężko zauważyć. Ja efekt widzę teraz po swoim "wyleczeniu twarzy". Wcześniej widziałam go na TeŻecie, kiedy on sobie kazał robić oczyszczanie.

Kiedyś czytałam też o sytuacjach, gdy przy samorobionych za mocnych "enzymach" albo peelingu enzymatycznym z Biochemii Urody, różnym osobom zdarzało się pieczenie twarzy. Dokładniej to uczucie porównywane było do "igiełek". Tutaj taka sytuacja zdarzyła mi się raz albo dwa, w bardzo małym stopniu. Działo się tak kiedy sypnęłam za dużo peelingu względem wody - czyli dodałam wybitnie kopatą łyżeczkę.

Podsumujmy jednak ten, jak zawsze długi, wywód - produkt jest mega! Mówię to bardzo szczerze, a powodów jest kilka:
1. Jest super wydajny. Opakowanie 90 gramów wystarczy na ho ho!... Kupiłam swój na początku lutego i jeszcze go mam na wiele użyć.
2. Pięknie pachnie. No kocham ♥
3. Cudownie oczyszcza twarz, idealnie przygotowuje do kolejnych działań.
4. Jest przy tym delikatny, wręcz idealny dla cery naczynkowej. Myślę, że da radę z każdym rodzajem skóry (na pewno przy regularnym stosowaniu i ogólnie rozsądnej pielęgnacji)


Nie mam ochoty go zamieniać na cokolwiek innego. Pewnie trudno byłoby go czymś przebić. Kto szuka peelingu temu polecam wypróbować - w tej chwili!

niedziela, 11 sierpnia 2013

Bajka o "zboczeńcach" z dobrym serduszkiem

Dawno, dawno temu żyła sobie Kuna Domowa z TeŻetem. Bardzo się kochali, ale chcieli mieć kotka...

Tak zaczęłaby się ta bajka, gdybym miała ją spisać. Ale to nie bajka, a też troszkę historia dla dorosłych, więc zastrzegę na wstępie:
TYLKO 18+ :3

Historia zaczęła się dokładnie w taki sposób. Postanowiliśmy, że weźmiemy pod opiekę jakiegoś małego, puszystego słodziaka. Chwile się to odkładało w czasie, ponieważ planowaliśmy zmieniać mieszkanie. Lokum pozostało bez zmian, a kotek się nie pojawiał...

Aż tu nagle, zwiedzając internety, trafiłam na pewne ogłoszenie...

"Pewna klimatyczna znajoma ma do wydania 8 bardzo klimatycznych kociaków. Jeśli nie masz jeszcze kota możesz sprawić sobie oryginalnego SinKota. SinKoty można odbierać w Warszawie. Obecnie 8 klimatycznych SinKotów szuka właścicieli."


Otóż okazało się, że dziewczyna miała masę kotków, z dwóch miotów dzikich matek, które przypadkiem się do niej przypałętały... Kotki musiały znaleźć właścicieli - inaczej nie byłoby wyjścia i poszły by do schroniska. Małe kociaki nie mają szans w takim środowisku, zwykle kończy się to dla nich bardzo źle...

Czym jest SinClub? "SinClub to grupa, na którą składają się fetyszyści i miłośnicy praktyk BDSM. Naszym głównym celem jest zamienianie wirtualnych znajomości w rzeczywiste, podczas organizowanych przez nas klimatycznych spotkań.". I to właśnie Ci "źli" i "zboczeni" ludzie, zorganizowali mega cudowną akcję od której robi się aż ciepło na serduszku. Szukali domów dla malutkich kotków... :3

Od razu padło hasło: "Kochanie zobacz! Ktoś oddaje kotki w Warszawie! Który Ci się podobają? Bierzemy?". Obejrzał, powiedział żeby brać i zaklepałam nam słodką koteczkę!

Wersja MINI; źródło: https://www.facebook.com/sinkoty

Wersja MAXI MINI; źródło: https://www.facebook.com/sinkoty

Czas mijał, my czekaliśmy aż nasza kluseczka podrośnie...

Minęło trochę czasu, skontaktowałam się z właścicielką - okazało się, że kotka choć mała, to ona już może nam ją przekazać. A tak w ogóle, że nasza kicia ma jajeczka i czy nam to przeszkadza. Ja tam od razu sobie powiedziałam, że nawet jak będzie kocurek to będę kochać jak swoje. Umówiliśmy się na odbiór, w pamiętną sobotę 3 sierpnia... 

Poszliśmy do umówionego miejsca z transporterkiem - ja pełna emocji: rozdygotana, zestrachana, szczęśliwa i na skraju płaczu. Tak właśnie działają na mnie małe, biedne kotki. Trochę wstyd się przyznać, ale to prawda. Już trzymamy naszego słodziaka w rękach, już wkładamy go do domku, jakiś casual talk się odbywa przy okazji, a tu okazuje się, że jeden kociak został do oddania... Rodzony braciszek naszego, podobny zresztą. I czy może nie chcielibyśmy dwóch. Ja od początku myślałam nad dwoma, ale decyzja należała do TeŻeta. Popatrzył, pomyślał chwile. Jak skończyła się ta historia?


Łatwo się domyślić - wzięliśmy dwa! I tak pojawili się w naszym życiu Dżerzej i Louis herbu SinStar :3 Teraz umilają nam życie, rozpuszczają serduszka i sprawiają, że nie chcemy się od nich odkleić... Zapewne jeszcze nie raz i nie dwa się tutaj pojawią. To moje i TeŻeta oczka w głowie!

W ogóle cała akcja Sin Kotowa miała nawet swoich sponsorów! Każdy kto adoptował kotka dostawał "obrożoletkę": specjalne obroże, wyprodukowane przez firmę MasterColt - a z racji tego, że kotki obróżek nie lubią to właściciele mogą mieć nowe bransoletki :3 Ja mam aż 2!


Tak, tak - teraz ja i TeŻet jesteśmy oficjalnie fajni :D

Dlatego chciałabym podziękować wszystkim osobom i firmom, które postanowiły pomóc:

 

 


Wchodząc do tych sklepów znajdziecie różne ciekawe zabawki w klimacie, a jeszcze będziecie wiedzieć, że wspomogli bandę kociaków!

Anonimowy darczyńca ufundował koci drapak, który wylądował u mnie w domu. W zamian prosił jedynie, aby nazwać kotka SinStar i zrobić z niego prawdziwą gwiazdę - dlatego też kotki są herbu SinStar. A ja mam dodatkową motywację, żeby wrzucać ich zdjęcia na bloga :3

W środku mój popisowy numer: usta żaby

Właściwie po co to wszystko opisuje? 

Bo chcę się pochwalić kotkami? No pewnie, ale nie tylko to.

Po pierwsze chcę podziękować za całą akcję. Każdy kto pomaga zwierzętom znajdować domy to złoty człowiek! Dlatego zasługują na każdą pochwałę, nawet tak mało znaczącą jak moja tutaj. Nie chcę myśleć, co mogłoby się stać z moimi misiami, gdyby skończyły w dziczy albo w schronisku...

Po drugie - są kolejne Sin Koty szukające kochającego domków! I są równie piękne jak moje (wiadomo, moje są najpiękniejsze na świecie).

źródło: https://www.facebook.com/sinkoty
Pędźcie! Weźcie jednego! Albo najlepiej weźcie dwa! Ja zawsze miałam jednego kota w domu. Teraz mam dwa i widzę jak ogromną radość mają ze swojego towarzystwa, a roboty i karmienia tyle samo.

Od lewej: Dżerzej, Louis

A ja kończę tego posta, aby nakarmić moje pysie i wyściskać je milion razy, że są tutaj ze mną :3

wtorek, 6 sierpnia 2013

O promocji i sprzedaży - a raczej o tym dlaczego czasem ich nie rozumiem

Dzisiaj chciałam wdać się z Wami z małą dyskusję. Małą, bo za mało mam czytelników, żeby robić z tego wielką akcje (niestety...). Za przykład w tej dyskusji wezmę markę Eveline - padło akurat na nią, bo mi witki opadły jak patrzyłam na ich "tricki". Ale nie ona jedyna potrafi "czerpać garściami" z dziwnych motywów, które mają wpłynąć na wzrost sprzedaży...

No dobrze, ale o co mi właściwie chodzi? Już tłumaczę.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

WARTE UWAGI - Świetlista konturówka do oczu AVON: Twilight, Blackened Night, Moonlit Brown

Avon często skreślany jest jako marka od której chcemy kupować kosmetyki. Nie do końca rozumiem dlaczego. Fakt - nie wiemy jak kosmetyk będzie działał, kolorówka bywa przekłamana na zdjęciach, dodatkowo nie możemy sprawdzić składów. Bądźmy jednak szczerzy. To samo można powiedzieć o zakupach przez internet albo  normalnej w drogerii. No poza sprawdzeniem składów na żywo, ale nie każdy ma takie odchyły (jak ja i kilka innych znanych mi osób :P).

Czasem nie warto się zrażać, bo jak w każdej firmie kosmetycznej, i tutaj można znaleźć masę perełek, które wejdą do użytku niemalże codziennego. 

Dlatego dziś coś dla fanów kolorówki oraz swatchy - linia nowych kredek/konturówek: Świetliste konturówki do oczu (Cosmic Glimmerstick Eye Liner)!


niedziela, 4 sierpnia 2013

Wyniki rozdania kremów ZIAJA z filtrem SPF 50+

Dziś tylko krótkie obwieszczenie - kremy wygrywają... *werble*

MATUJĄCY


TONUJĄCY

Gratuluję dziewczynom, już się zresztą z nimi skontaktowałam i szykuję wysyłkę na poniedziałek :) Mam nadzieję, że kremy Was nie zawiodą, tak jak mnie nie zawiodła wersja do cery dojrzałej/suchej.

Ciesze się, że braliście udział (a właściwie brałyście). Statystycznie rzecz ujmując, większość z Was zainteresowana była opcją matującą.


Niedługo moje urodziny, więc z tej okazji zorganizuję dla Was trochę prezentów, a co tam!


P.S. A wiecie, że mam od wczoraj w domu kotki? Miał być jeden, a są dwa. Bracia: Louis i Dżerzej! :3

sobota, 3 sierpnia 2013

{ PRZEPIS } Masło do ciała w kostce a'la LUSH WICCY MAGIC MUSCLES

Jest cała masa osób w Polsce, która uwielbia LUSHa. Niestety nie jest on dostępny u nas, a jedyną metodą, aby go pozyskać jest zamawianie lub zakup bezpośrednio zagranicą. Dodatkowo wszędzie poza UK (i chyba Irlandią) ceny są wyższe... Ale fear no more! Przychodzę z ratunkiem! Widzieliście moją recenzję masła do ciała WICCY MAGIC MUSCLES? Postanowiłam odtworzyć jakoś ten produkt, żeby każdy mógł zrobić sobie takie samo cudeńko w domu!

Przygotowanie tej receptury wymagało ode mnie 5 podejść i niestety wciąż jest ona tricky - nie zmienia to jednak faktu, że warto jest się nią z Wami podzielić! Opracowałam dodatkowo przepis, który powinien wyjść bez problemów i kombinowania. Najważniejszy jest zapach, bo to on "robi" ten produkt. Zrobienie podobnego jest akurat bardzo łatwe, więc do boju!


Cały przepis robię dzięki wsparciu surowcowemu sklepu BliskoNatury.pl - tam znajdziecie dokładnie te składniki, których użyłam i całą masę innych półproduktów, olejów i naturalnych kosmetyków :) 



MASŁO DO CIAŁA W KOSTCE A'LA LUSH WICCY MAGIC MUSCLES




SKŁADNIKI (porcja na 2 i pół serduszka):
  •  45 gramów Masła Kakaowego (w pastylkach)
  • 1 łyżeczka Masła Shea
  • 1 łyżeczka Oleju Jojoba
  • 2 łyżeczki olejku eterycznego cynamonowego
  • 1 łyżeczka olejku eterycznego z mięty pieprzowej
  • 0,5 pół łyżeczki Oleju Kokosowego
  • kilka kapsułek witaminy lub witaminy E
  • opcjonalnie - fasola Adzuki


Bardzo przypadło mi do gustu to masło kakakowe w pastylkach. Jest to bardzo wygodna forma do przygotowywanie kosmetyków. Masło to samo w sobie jest twardą i kruchą bryłą. W takiej postaci łatwo jest je odmierzać. Ma lekki zapach czekolady co dodaje dodatkowej nuty zapachowej kosmetykom do których go dodamy. Oryginalne masło z LUSHa miało masujące "wypustki", czyli zatopioną w sobie fasolę Adzuki. Nie byłabym sobą, gdybym jej do tego nie kupiła! :3

 

WYKONANIE:

1. Odważamy Masło Kakaowe i roztapiamy w kąpieli wodnej. Dzięki formie pastylek idzie to o wiele szybciej.


2. Dodajemy Masło Shea, Olej Jojoba i Olej Kokosowy. Jeśli dodane masło nie będzie chciało się rozpuścić to wstawiamy na chwilę do kąpieli wodnej.


3. Gdy ta mieszanka lekko przestygnie dolewamy olejki eteryczne z cynamonu i mięty pieprzowej oraz zawartość kapsułek z wit. E. Wszystko oczywiście dokładnie mieszamy.

4. Formy wysypujemy warstwą fasoli. Zalewamy naszym masłem.


 5. I tutaj wchodzi część "trudna". Wszystkiemu dajemy lekko wystygnąć i wstawiamy do lodówki. Czekamy kilka godzin (najlepiej noc), potem wyciągamy masło i czekamy aż jeszcze sobie ostatecznie "przetrawi się" w temperaturze pokojowej.

6. Wyciągamy uważanie z foremki i VOILA! Masełka gotowe!



 UWAGI:
  • Fasola się rozchodzi na boki pod wpływem wlewania masła, dlatego warto poprawić ją sobie łyżeczką, aby tworzyła zgrabną warstwę na dnie. 
  • Wybierając foremkę nie wybierajmy zbyt płaskiej formy. Musi mieć solidną grubość, ponieważ takie masło potrafi być dość "kruche". Gdy napełniłam jedno serduszko do połowy, niestety mi się połamało po wyciągnięciu...
  • To masło nie jest aż tak łatwo topiące jak oryginał. Potrzebuje chwili na skórze, żeby sunąć po niej gładko. Ma to jednak swoją zaletę, ponieważ zużywa się o wiele wolniej.
Ten przepis, był wykonany tak, aby jak najlepiej oddać oryginalny skład WICCY MAGIC MUSCLES. Takie proporcje były najbliższe temu, żeby mi wyszło. Można je jednak zmodyfikować przepis, żeby było łatwiejsze w wykonaniu i "pewniejsze" udanego produktu.

ALTERNATYWNY SKŁAD:
  • 35 g Masła Kakaowego
  • 20 g Masła Shea
  • 20 g Wosku Pszczelego (białego lub żółtego)
  • 15 g Oleju Jojoba
  • Olejeki eteryczne i olej kokosowy bez zmian
Różnica w wykonaniu będzie polegać na tym, że najpierw topimy wosk, potem dodajemy do niego masło kakaowe, a dalej lecimy zgodnie z przepisem ze zmienionymi proporcjami składników :) Wosk oczywiście też dostaniemy w sklepie BliskoNatury.pl, więc daleko szukać nie musicie.

PRO TIP:
Jeśli masło wychodzi Wam za miękkie to nic straconego! Możecie roztopić w kąpieli wodnej jeszcze łyżeczkę albo dwie wosku pszczelego i wrzucić do niego "nieudaną" kostkę. Po rozpuszczeniu i przelaniu do foremki, fasola znów opadnie na dno :)

Planuję mini rozdanie z okazji swoich urodzin - macie ochotę przetestować takie masełko?

środa, 31 lipca 2013

{ TUTORIAL } Podkład mineralny z bazy, czyli tanio - szybko - dobrze!

Nadrabianie zaległych postów potrafi być ciężkie - przynajmniej dla mnie, czyli kogoś kto jeszcze nie wyrobił sobie dobrego rytmu blogowania. Przyczyną może być też fakt, że zawsze rozpisuję się na temat wszystkiego. Może bez potrzeby, ale lubię każdy temat "do głębi zgłębić". 

Dziś coś, co wiele osób interesowało. Pokażę Wam, jak w oszczędny i prosty sposób, można zrobić sobie podkład mineralny, który będzie idealnie dopasowany do Waszego koloru cery! Wszystko to, dzięki kolorówce.com, która ma w swojej ofercie niezbędne składniki. Let's get to it!

DISCLAIMER! Zdjęcia do tego posta robione były ratami. Nie tego samego dnia, nie o tej samej porze, nie w takich samych warunkach pogodowych. Starałam się, aby jak najlepiej oddawały rzeczywistość, co niestety nie zawsze się udawało...


MINERALNY PODKŁAD NA BAZIE Z KOLORÓWKA.COM



POTRZEBNE BĘDĄ:
Pod koniec wypiszę kilka PRO TIPów oraz jakie zakupy warto poczynić, gdy chcecie się pobawić w robienie podkładu.

Zaczynamy od wybrania bazy kolorystycznej, która jest "najbliższa" naszej cerze. Ja skorzystałam z porady osoby mądrzejszej ode mnie, czyli Bobbi Brown. Radzi ona, aby podkłady testować na skraju żuchwy i szyi. 

Słabe kolorystycznie zdjęcie...

Za pierwszym razem, z tych 4 kolorów, najbardziej przypasował mi odcień NUDE. 


Do woreczka strunowego odsypujemy sobie Bazę do podkładu. Ja odmierzyłam 4 ml. Następnie, łyżeczką 0.15 ml dokładamy sobie bazę kolorystyczną. Przy takich ilościach dodawałam ją powoli, po jednej łyżeczce. Dodajemy łyżeczkę, zamykamy woreczek tak by miał w sobie trochę powietrza i delikatnie rozcieramy między rękoma. Jak najlepiej opisać ten ruch? "Weź torebkę między dłonie ułożone płasko i zacznij pocierać. Ruch powinien przypominać nieco zacieranie rąk z radości, co nawet może być zgodne z  prawdą, bo już niedługo Twój primer będzie gotowy" - taki opis znalazłam na stronie kolorówki, a tyczył się akurat robienia Primera :P

Kiedy zobaczymy, że mieszanka jest roztarta jest na jednolity proszek, sprawdzamy odcień. Najpierw dodajemy Bazy z koloru "skóry". Kiedy jest plus minus taki jak potrzebujemy, dopiero zmieniamy jego odcień przy pomoc kolorów podstawowych.

Znów twarz w słabym kolorze...

Gdy robiłam sobie pierwszy podkład do 4 ml Bazy SM dodałam 4 porcje Bazy NUDE i 2 porcje Bazy GREEN (odmierzane łyżeczką 0.15 ml). Oczywiście, kolor w podkładzie będzie jaśniejszy niż nasza twarz, ale nie będziemy go przecież na twarz kłaść kilogramami przy pomocy szpachelki, tylko grzecznie nakładać pędzlem. 

Gdy kolor wyjdzie jak trzeba, ucinamy rożek torebki strunowej i przesypujemy zawartość do słoiczka.

KONIEC PRACY! Rachu, ciachu i po strachu! 

Trudno mi opisać to jakoś "bardziej", bo to naprawdę jest takie proste. Wsyp, potrzyj, sprawdź, wsyp, potrzyj, sprawdź, GOTOWE!


Pierwszy podkład był prawie idealnie w moim odcieniu. Ale ja nie zadowalam się "prawie", szczególnie jeśli robię coś na miarę dla siebie. Drugą wersję wykonałam w innym składzie:
Dlaczego odmieniony skład? O tym w poradach!









A teraz to, co zapewne wszystkich interesuje najbardziej - jak mój superhipercool podkład sprawdza się na twarzy?

Dzięki cieniowi, moje zęby stały się idealnie żółto-szare :D

Przed to ja - smutna, że moja twarz nie wygląda pięknie i idealnie... Aż włosy mam mokre z tego smutku.
Po - uwierzcie lub nie - to znowu ja! Teraz już szczęśliwa, z kciukiem do góry z zadowolenia. Moja twarz ma równy koloryt, dokładnie taki jak powinien być. Jest lekko zmatowiona, ale nie chamsko płaska. Pod oczami nałożony mam dodatkowo korektor mineralny, który (nie zaskoczę Was) również sama zrobiłam.

Jeśli brakuje Wam zbliżeń mojej twarzy

Oświetlenie przy zdjęciach było dosyć ciepłe, ale trudno się dziwić, kiedy za oknem żar leje się z nieba, a słońce jest w pełnym rozkwicie. 

OPINIA O PODKŁADZIE VER. 2.0: 

Wiem, że moja twarz nie wygląda idealnie - i nie chodzi mi nawet o kształt. Na takim zdjęciu wychodzi każden jeden detal i niedociągnięcie. Kiedy przychodzi do fotografowania swojej twarz to fotograf ze mnie marny. W "normalnym życiu" cera wygląda bardzo ładnie. Jest zmatowiona, ale nie jest to chamski, płaski mat. Krycie jest trochę większe niż średnie, dlatego przy kolejnej wersji dodam jeszcze więcej Color Blend WHITE. Trudno powiedzieć mi, jak długo takie cudo trzyma się na twarz. Nie sprawdzałam z zegarkiem w ręku. Wszystko zależy od pogody, tego co będę robić danego dnia. Warto mieć ze sobą bibułki matujące i/lub puder, jeśli chcemy wyglądać perfecto cały czas, szczególnie w takie upały. Mi nie przeszkadza, jak zaczynam się trochę błyszczeć, bo jednak jestem tylko człowiekiem :P

Dodaję jeszcze zdjęcia ze spotkania blogerek, które jeśli dobrze pamiętam wykonała mi Gosia. Tutaj też mam ten podkład plus w ogóle cały make-up mineralny, samorobiony. Poza bazą do cieni, tuszem i kredką do powiek. Serio, serio!


Co mnie zachwyciło w podkładzie mineralnym to jego lekkość. Nie czuję go na twarzy, nic mnie nie oblepia, nie muszę martwić się o rozcieranie linii szyja-twarz. Również dzięki temu, ze kolor jest idealnie mój!


CO WARTO KUPIĆ NA POCZĄTEK?

Robienie podkładu z bazy uważam za dobry wstęp do robienia bardziej skomplikowanych podkładów z gotowych zestawów. Bardzo prawdopodobne, że taki będzie Wam wystarczał (tak jak mi) i nie będziecie musiały wyciągać mocniejszych dział ;)

1. Wybieramy, która baza nas interesuje. Do wyboru mamy 2 - SM Foundation Base Mix i CS Foundation Base Mix. Obie mają w sobie Tlenek Cynku, czyli naturalny filtr przeciw słoneczny.

Skład SM Foundation Base Mix: Sericite Mica - Magnesium Myristate, Titanium Dioxide, Zinc Oxide, Silk Powder, Magnesium Stearate, Allantoin

Skład CS Foundation Base Mix: Oryza Sativa (Rice) Powder, Titanium Dioxide, Mica, Kaolin Clay, Zinc Oxide, Magnesium Stearate.

Ja korzystałam z jest pierwszej. Bez przeróbek jest średnio kryjąca, z satynowym wykończeniem. Podejrzewam, że dobrze sprawdzi się u skóry normalnej/suchej. Dodatkowo w swoim składzie posiada dwa pielęgnujące składniki: alantoinę i puder jedwabny. Ta druga przeznaczona jest do skóry tłustej i sama w sobie zapewnia lekkie krycie. Za matowienie odpowiada puder ryżowy i kaolin, czyli biała glinka.

Bazy występują w 4 wielkościach: 5 ml, 10 g, 30g i 100g. Bezpieczniej jest wziąć opakowanie 10 gramów, ale jak chcecie tylko liznąć temat to poradzicie sobie z 5 ml. Najwyżej będziecie potem robić drugie zamówienie :P

2. Wybieramy kolory bazy. Kolorów jest mnóstwo, dlatego zrobiłam swatche.


OLIVE dostał serduszko, bo to mój kolor :3 Nie są to wszystkie dostępne kolory, dodatkowe swatche znajdziecie u Arsenic. Ona do swojej chłodnej cery użyła odcienia BEIGE. Najbezpieczniejsze odcienie to NUDE, BEIGE i OLIVE. Jeśli choć trochę czujecie jaki macie odcień to weźcie sobie NUDE plus któryś z tych dwóch pozostałych. Tak na wszelki wypadek.

Bazy kolorystyczne to roztarte tlenki żelaza z dodatkowymi składnikami. Kolorówka mówi nam: "Łatwo zmieszać ją z dowolnymi kosmetykami sypkimi, bazami kosmetycznymi i innymi bazami kolorystycznymi, a także pigmentami perłowymi w torebce strunowej." Nie wymagają żmudnego rozcierania w moździerzu, dzięki czemu praca idzie łatwiej i szybciej.






3. Dobieramy bazy kolorystyczne w podstawowych barwach. Każdy z tych odcieni, dodany w małej ilości, będzie zmieniał nam lekko odcień. Niebieski ochładza, Żółty ociepla, Czerwony doda lekko różowego tonu, zaś Zielony potrzebny będzie do cer oliwkowych. Najbezpieczniej jest kupić komplet 4 kolorów. Ja sama myślałam, że zielony w ogóle mi się nie przyda. Potem doznałam szoku, gdy jednak okazał się niezbędny dla mojej cery. Jednak jestem oliwkowa. Huh...

4. Jeśli chcemy zwiększyć krycie dokupujemy Color Blend WHITE. Dodaje krycie i nie trzeba go rozcierać w moździerzu jak np. Dwutlenek Tytanu.

5. Jeśli wybieracie bazę do podkładu SM (którą serdecznie polecam), a macie cerę tłustą/mieszaną, zaopatrzcie się dodatkowo w Krzemionkę Sphericę P-1500. 

Czymże jest? "Sferyczny kształt cząstek powoduje, że ta odmiana krzemionki jest niezwykle gładka, jedwabista, transparentna. Dodana nawet w niewielkie ilości do kosmetyków zapewnia przyjemną i komfortową aplikację. Nie bieli. Charakteryzuje się wysoką adsorpcją sebum i wilgoci. Doskonale przylega do skóry dzięki czemu matuje skutecznie i długotrwale, nawet w ekstremalnych warunkach (wysoka wilgotność, temperatura). (...) Sferyczne cząstki krzemionki silnie rozpraszają światło zapewniając efekt soft focus (optycznego wygładzenia wszelkich niedoskonałości skóry). Pozwala to uzyskać jednorodne i naturalne wykończenie makijażu bez efektu "płaskiego" matu". 

A mówiąc w skrócie - to po prostu typowy puder HD, które tak namiętnie sprzedają wszystkie firmy. Jeśli macie jakiś w domu to sprawdźcie skład. Zwykle zawierają jeden składnik: SILICA. To właśnie krzemionka. I znów odsyłam do kogoś mądrzejszego, czyli Arsenic, jeśli chcecie zgłębić temat. Krzemionkę łatwiej miesza się w woreczku strunowym. To co Wam zostanie możecie używać samodzielnie jako pudru do wykończenia makijażu :)

6. Obowiązkowo zaopatrzcie się w woreczki strunowe i łyżeczkę 0.15 ml. Dzięki takiej miarce łatwiej będzie wam załapać jakich proporcji użyłyście przy podkładzie.

PRO TIPS!

  • Nigdy nie dawajcie dużych ilości kolorów na raz! Możecie przez to obudzić się z ręką w nocniku, kiedy podkład jest za ciemny, a wy nie macie czym go rozjaśnić. Umiar to podstawa.
  • Kosmetyki mineralne robimy w świetle dziennym. Wtedy najłatwiej jest zauważyć wszystkie niuanse.
  • Kolory próbujemy na czystej skórze bez dodatkowych, kolorowych podkładów.
  • Możecie na nadgarstku zrobić sobie swatch podkładu, który uważacie, że jest najbliżej idealnego odcienia. Będziecie wtedy wiedzieć jak mniej więcej balansować z kolorem, żeby uzyskać ten sam albo lepszy efekt.
  • Pod miejsce pracy podłóżcie sobie kartkę albo papier do pieczenia. Jeśli pęknie Wam woreczek, łatwiej będzie wszystko zabrać z powrotem.
  • Jeśli dodawałyście krzemionki i po pierwszym użyciu dochodzicie do wniosku, że potrzebujecie więcej matu - żaden problem! Otwórzcie słoiczek, przesypcie podkład do woreczka strunowego, dodajcie więcej krzemionki, wymieszajcie, odsypcie z powrotem. Ale uważajcie przy zdejmowaniu sitka, bo to potrafi być bardzo tricky!
  • Kiedy zrobicie sobie podkład to nie używajcie go do końca. Warto reszteczkę przesypać sobie do woreczka strunowego. Jeśli będziecie wtedy zmieniać recepturę to będziecie miały gotowy swatch poprzedniego koloru (przy zmianach w recepturze mogą zmienić się proporcje kolorowych pigmentów).
  • Nie bójcie się pytać! Ja, Arsenic oraz obługa sklepu kolorówka.com chętnie doradzimy :)

Mam nadzieję, że komuś przydadzą się te mega długie wynużenia. Starałam się zapisać tutaj wszystko co wpadało mi do głowy i co wiem ze swojego doświadczenia. Jeśli potrzebujecie więcej wiedzy to poczytajcie sobie u Arsenic (znowu ona :P) jej mądre słowa. Wy musicie tylko uwierzyć w siebie, bo wykonanie jest bardzo proste!