W "naturalnym światku" mycie zębów eko-pastą już nikogo nie dziwi.
Pasta bez fluoru? Nuda.
Proszek do mycia zębów Darbur? Było.
Ziołowe wynalazki? Meh.
Pasta do zębów w tabletkach? Nu... WHAT?
Część VI - ULTRABLAST Toothy Tabs
A właśnie, że tak. Pasta do zębów w tabletkach. Sama byłam zaskoczona tym wynalazkiem. Bo niby jak? Jak to działa? Z czym to się je? TeŻet też był zafascynowany. Kiedy robiliśmy zamówienie z UK aż nas zęby świerzbiły, żeby spróbować. I nie dlatego, że ich nie myjemy :P
Jakaż to tym razem przyświecała LUSHowi idea? Ano przyznam, że całkiem słuszna, o której zwykle się nie myśli. Wiecie ile tubek po paście jest wyrzucanych rocznie w Anglii? 2 miliony. Jeśli do tego zastanowimy się ile taka tubka się rozkłada to... No nawet ja, nie będąc ekologicznym ortodoksem, czuję pewien smuteczek. Ten sam fakt możnaby przełożyć na milion innych produktów codziennego użytku, ale dziś mówimy o higienie paszczy.
Ten specyfik zapakowany jest w zgrabne, tekturowe pudełeczko, idealne do recyclingu. Wszystko oczywiście zaprojektowane w bardzo charakterystycznej stylówie LUSHa.
Pudełko ma w sobie 40 tabeletek, które "wysypujemy" z wysuwanego kartonika. Oczywiscie mamy naklejkę kto wyprodukował nasze tabsy. Opakowanie takie, poza względami ekologicznymi, ma dwie duże zalety. Jest małe i lekkie. Myślę, że idealne dla osób w długiej podróży.
Dodatkowo - fajna zabawa. Na tyle znajduje się obrazek z serii "LUSHY SMILES". Mamy przyłożyć go sobie go ust, zrobić zdjęcie i wysłać na fejsa LUSHa. Mi się trafił no. 8 TIGER TEETH. Sweet :3
Każda tabletka ma średnice niecałego centymetra. Do wyboru mamy aż 7 smaków i tylko dwa z nich są miętowe. Fajna odmiana, szczególnie porównując do klasycznej pasty. Możemy iść w smaki słodkie, pomarańczowe albo korzenne. Ponoć jedne smakują jak Turkish Delight, czyli tłumacząc na nasze Rachatłukum (chociaż chyba wiele osób używa tej nazwy :P). Ja zdecydowałam się na klasykę z pierdolnięciem - ULTRABLAST. Dwa rodzaje mięty, lawenda i wasabi. Woohoo! Brzmi ostro!
UWAGA! ANALIZA SKŁADNIKÓW KOSMETYCZNYCH! KOGO NUDZI TEN PRZEWIJA DALEJ!
___________________________________________________________________
INCI: Dicalcium Phosphate Anhydrous, Sodium Bicarbonate, Cream of Tartar, Sorbitol, Lauroyl Sarcosine, Garden Pea Powder, Kaolin, Peppermint Oil, Spearmint Oil, French Organic Lavender Oil, Wasabi Powder, Fair Trade Organic Dried Spearmint, Coarse Sea Salt, Sodium Saccharin, *Limonene, *Linalool, Flavour
INCI na nasze: Wodorofosforan Wapnia, Soda Oczyszczona, Wodorowinian Potasu, Sorbitol, Lauroyl Sarcosine (nie wiem jak to się tłumaczy...), Proszek z groszku ogrodowego, Kaolin - biała glinka, Olejek z mięty pieprzowej, Olejek z mięty zielonej, Olejek z lawendy, proszek Wasabi, Suszona mięta zielona, Sól morska, Sacharyna, Limonen, Linalool, Aromat
Tyle dziwnych chemicznych nazw, aż trudno to wszystko ogarnąć... Napiszę Wam jak zawsze to co udało mi się rozgryźć.
Wodofosforan Wapnia stosowany jest jako suplement diety i źródło wapnia przy czym dodatkowo używa się go w produktach stomatologicznych.
Wodorowinian Potasu to po angielsku Cream of Tartar - jeśli jesteście fanami angielskiego gotowania, możecie już kojarzyć ten składnik. Razem z sodą oczyszczoną tworzą proszek do pieczenia. One mają pięknie czyścić nasze ząbki, lekko wybielać i dawać efekt pienienia.
Sorbitol i sacharyna to słodziki. Szczególnie ten pierwszy szeroko stosowany jest w pastach do zębów, płynach do płukania oraz oczywiście w gumach do żucia "bez cukru".
Nie udało mi się odkryć do końca czym jest Lauryl Sarcosine. Jak rozumiem jest to: "substancja powierzchniowo czynna otrzymywana z kombinacji naturalnego kokosowego kwasu tłuszczowego i sarkozynowych roślinnych kwasów tłuszczowych" (tutaj znalazłam). Mam nadzieję, że mądrzejsze głowy (Arsenic? Angel?) pomogą rozwiązać mi tę zagwostkę.
Reszta to różne dobre naturalne składniki, które raczej łatwo zrozumieć.
Tyle dziwnych chemicznych nazw, aż trudno to wszystko ogarnąć... Napiszę Wam jak zawsze to co udało mi się rozgryźć.
Wodofosforan Wapnia stosowany jest jako suplement diety i źródło wapnia przy czym dodatkowo używa się go w produktach stomatologicznych.
Wodorowinian Potasu to po angielsku Cream of Tartar - jeśli jesteście fanami angielskiego gotowania, możecie już kojarzyć ten składnik. Razem z sodą oczyszczoną tworzą proszek do pieczenia. One mają pięknie czyścić nasze ząbki, lekko wybielać i dawać efekt pienienia.
Sorbitol i sacharyna to słodziki. Szczególnie ten pierwszy szeroko stosowany jest w pastach do zębów, płynach do płukania oraz oczywiście w gumach do żucia "bez cukru".
Nie udało mi się odkryć do końca czym jest Lauryl Sarcosine. Jak rozumiem jest to: "substancja powierzchniowo czynna otrzymywana z kombinacji naturalnego kokosowego kwasu tłuszczowego i sarkozynowych roślinnych kwasów tłuszczowych" (tutaj znalazłam). Mam nadzieję, że mądrzejsze głowy (Arsenic? Angel?) pomogą rozwiązać mi tę zagwostkę.
Reszta to różne dobre naturalne składniki, które raczej łatwo zrozumieć.
___________________________________________________________________
Zapewne najbardziej interesuje Was użycie i skuteczność.
Ano używamy tego tak - bierzemy tabletkę, rozgryzamy kilka razy, wkładamy do gęby zmoczoną szczotkę i szorujemy. Szuru buru, płuczemy usta i gotowe. Pieni się bardzo dobrze, może minimalnie słabiej niż zwykła pasta, ale jak widać po zdjęciach nie ma z tym najmniejszego problemu. Nie jest to nawet apogeum piany jaką potrafiłam zwykle uzyskać.
W efekcie zyskujemy bardzo dobrze umyte zęby, bez efektu super mocnego zdarcia. Spróbuję to Wam wytłumaczyć... Jeśli myję zęby tradycyjną pastą to w efekcie są one aż "squeaky clean", zupełnie jakbym wyszczotkowała z nich coś więcej. Przy tabletkach efekt jest inny. Ząbki są czyste i przyjemnie śliskie. Dodatkowo, gdy rano wstaje, nie mam uczucia kapcia w gębie - nie wiem czy też tak macie, ale to ot takie moje wrażenie. Tabsy usuwają też nieprzyjemne zapachy z ust. Czyli wszystko pięknie ślicznie.
Smak to niestety trochę inna sprawa. Liczyłam na wypalenie gęby, na totalny skręt, na świeżość kładącą kres każdej paście do zębów. Niestety - tego nie odczułam. Miało być wasabi, miała być mięta, miała być moc. A tutaj przysłowiowa "dupa zbita". Nie mówię, że jest zły, proszę tak nie interpretować moich słów. Wyczuć można posmak sody oczyszczonej, wszystko jest lekko słodko-słonawe. Zdecydowanie odświeża, ale nie zachuchacie nikogo miętą na śmierć. TeŻet określił ten smak jako "kredowo-pudrowo-lekko miętowy". Szło się przyzwyczaić, nawet trochę polubić, ale lekki niedosyt pozostał. Opakowanie gwarantowało efekt "blow your *ock off". Mój nieistniejący *ock pozostał na miejscu...
CENA: 2.75 £ (ok. 13,67 zł)
Smak nie jest tragiczny, ale faktycznie jest to dość dziwne wrażenie, które jeśli połączymy z sytuacją gdy tabsa nie rozgryziemy do końca może przypominać pracę w kamieniołomach - nierozgryzione drobiny zgrzytają w zębach a smako-zapach przywodzi na myśl osady wapienne i pyły podczas ich rozłupywania. Da się z tym żyć, ale nie jest to coś niesamowicie orzeźwiającego.
OdpowiedzUsuńZa to efekt który pozostaje w paszczy po umyciu zębów tabsem? Mam identyczne wrażenia co Ela - zęby są czyste i śliskie - po pierwszym użyciu było to aż dziwne - przy konwencjonalnych pastach nie czuję tego w ten sposób.
A no i co do piany - tabs pieni się wch... tylko moim zdaniem w trochę inny sposób. Piana jest tak jakby bardziej "zwarta", gęstsza, jakby bąbelki były dużo mniejsze i sklejone. W przypadku zwykłych past czasem duże bąble aż pryskają z ust, a tu jest to zbita piana, która podczas wypluwania ma gęstą, śmietanową konsystencje. Ot taka ciekawostka.
Z tą pracą w kamieniołomach kochanie przesadzasz - jeszcze czytelnicy pomyślą, że to kamienie nie do rozgryzienia :P Da się je rozgryźć :P
UsuńMasz racje, kamieniolom to too much. To moze Manti? Jak sie rozgryzie ma podobny posmak, troche mienty i troche takiej sodowej chemii.
UsuńZdjęcia mnie powaliły <3 ale faktycznie... u nas też mogliby pomyśleć o czymś bardziej ekologicznym niż pasta w tubkach.
OdpowiedzUsuńZdjęcia jak najbardziej zamierzone :P Jak zwykle zresztą.
UsuńJak człowiek się zastanowi nad tymi tubkami to... no daje trochę do myślenia.
Faktycznie śmieszny wynalazek^^
OdpowiedzUsuńFajna sprawa! Dzięki Kuno za opis użycia, bo o tej paście słyszałam już wcześniej, ale nie natknęłam się na sposób użycia! :D
OdpowiedzUsuńNiech no w końcu wprowadzą do nas Lush, bo tyle dobrego jest do wypróbowania! :)
A proszę bardzo! Może następnym razem jeszcze filmik dorzucić powinnam :3
UsuńJa dwa razy swojego LUSHa dostałam od osób z wyjazdów, a raz robiłam zamówienie w ich angielskim sklepie. Cóż wysyłka trochę droga (bo w sumie max. 50 zł), ale ma to sens jeśli składa się razem z kimś.
Nie wykluczam kolejnego zamówienia, więc może się do Ciebie odezwać, gdy będę robić?
To odezwij się i do mnie, hihihi
UsuńHeheh ! Świetne zdjęcia ! Hm, pierwszy raz spotykam się z tego typu rozwiązaniem, ale wydaje się być ciekawym :)
OdpowiedzUsuńWOW! Zaskoczyłaś mnie i to bardzo, szkoda, że tak późno zobaczyłam ten post, bo przedwczoraj byłam w LUSHu :( przeglądam posty i zaczynam żałować, że tak mało kupiłam...
OdpowiedzUsuńta pasta to teraz mój absolutny "must have", ale wybiorę inną wersję, skoro ta pod względem zapachu dupy nie urywa ;-)