piątek, 10 stycznia 2014

Ice ice baby od Essence - rozświetlacz idealny?


W internecie trzeba trzymać rękę na pulsie. Im szybciej o czymś doniesiemy, tym lepiej. Na blogach takich informacji na wagę publikowania (w przeciągu 10 sekund od wypłynięcia) jest kilka. Mamy promocje w Rossmanie. Mamy promocję w Hebe. Mamy szminki z MACzka. Z tym wszystkim wygrywają jednak limitki Essence i Catrice. Ooo, tak. 

Więc będę cool. Będę hip. Będę trendy. Będę jak Natasza Urbańska w piosence Rolowanie. Jak Tommy Lee Jones w Ściganym.
 
Napiszę o kosmetyku z najnowszej limitki Essence.
Na początku jednak dodam, że ten wstęp nie miał w żaden sposób zasugerować jakości tego o czym piszę.

Wszyscy we wsi wiedzą, że w styczniu i lutym, pojawiła się nowa limitowana kolekcja marki Essence - Ice ice baby. W jej skład, jak zwykle, wchodzą produkty różnorakie: lakiery, cienie, pomadki, krem do rąk czy "zwijacz" do słuchawek. 

Gdyby nie fakt, że ten akurat rodzynek otrzymałam w prezencie świątecznym od marki COSNOVA to pewnie nigdy nie wylądowałby w mojej kolekcji. Dlaczego? Bo choć lubię Essence, a limitki zawsze przyciągają mnie jak ćmę do ognia, to jednak jestem realistką. Szansa na kupienie sensownych rzeczy z kolekcji jest jak gra w totolotka. Wszystkie "kosmetyko maniaczki" wymiotą wszystko zanim zdąży się wypowiedzieć słowo Quidditch.

O jakim to produkcie mowa? O pudrze rozświetlającym "Ice ice baby Shimmer Powder".


Już na dzień dobry wygląda uroczo. Słodka, fioletowa i migocząca śnieżynka na biało-kremowym tle. Opakowanie klasyczne dla Essence, wersja prasowana, waga 8,5g. Kolor jest tylko jeden - Ice skating @ rockefellers. Zapaszek jest, ale nic szczególnego. Ani ziębi, ani grzeje.

Wiedziałam, że z tym kosmetykiem opcje mogą być dwie:
A) Będzie to puder rozświetlający na całą twarz, który ze smutkiem rzucę w kąt, bo z takowych rzadko korzystam i już mam swoje ulubione.
B) Będzie to coś na szczyty kości policzkowych, a że ostatnio choruję na takie kosmetyki to rzucę się na niego z szaleńczą pasją. 
Jakby nie patrzeć - szanse 50 na 50. Kto nie ryzykuje, ten się nie świeci.

 







Najpierw zastanowiłam się, jak to będzie z tym fioletem. Czy jest na stałe, czy może jest tylko "namalowany" z wierzchu?

Niestety to tylko ładna ozdoba, która po jakichś 2 użyciach odchodzi w niebyt. Smuteczek... 

Tak dla reporterskiej dociekliwości, macie swatcha fioletu. A co mi tam.













Po starciu tego całego, wierzchniego koloru, można sobie z bliska zobaczyć jakie piękne, niebiesko-złote drobineczki (bo są bardzo malutkie) ma jasna baza.

Zoom for more!

Pomacałam, pomacałam i postanowiłam: pędzle w dłoń Państwo szlachta! Efekt? Duże, pozytywne zaskoczenie!

Again - zoom for more!

Okazało się, że ten puder łączy moje dwie ulubione cechy. Daje piękne, niemalże bezdrobinkowe, glow oraz jest lekko podbity jasnym, lekko kryjącym, matowym kolorem. Połączenie tych dwóch właściwości pięknie odbija światło oraz optycznie powiększa to co ma powiększyć - nawet jeśli nie pada na nas źródło światła.

And again - zoom for more!

Żałuję, że to limitowana kolekcja, bo to genialny, kupny rozświetlacz. Bosko operuje światłem, nie będąc przy tym nachalną perłą (którą też czasem lubię). Idealny na każdy dzień - swoim lekkim połyskiem zapewnia mi to, czego czasem brakuje w mi Sculpting Kit z MUFE, którego rozświetlacz jest kompletnie matowy. 

Cena jest jak zawsze zabójcza. Zabójczo niska, bo kosztuje ponoć 13,99zł.


Jak macie dostęp - bierzcie! Ba! Weźcie dwa! I dla mnie trzeci! Coś czuję, że zużyję go do końca i będę za nim mocno płakać. Essence pokazało klasę. Tak trzymać!

17 komentarzy:

  1. Przyglądałam sie mu, ale nie wzięłam - pomyślę, może jeszcze wrócę i zakupię :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam jeden rozświetlacz z Essence, też z limitki i mnie nie zachwycił, do tej pory nie wiem, co z nim zrobić, więc raczej się nie skuszę :P

    Dziękuję za przesyłkę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co ;)
      Bo to właśnie takie na dwoje babka wróżyła. Albo będzie zajebiście albo tak se - ale to jak z każdym kosmetykiem :P

      Usuń
  3. A ja nie widziałam go u siebie :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak to właśnie z dostępnością Essence bywa...

      Usuń
  4. To jest NIC w porównaniu z rozświetlającym BeBikiem zmieszanym z Diamond Dust na gęstą pastę. Przecież tu nawet płaty brokatu się nie sypią z twarzy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhyhy.... Tym, który po wymieszaniu z bronzerem ze Sculpting Kitu robił się szary? :P

      Usuń
    2. Taaa... Nieoczekiwany efekt 666D ;)

      Usuń
  5. nie bądź jak Natasza Urbańska :<
    rozświetlacz wygląda świetnie, dzięki za tę notkę, pójdę i go kupię :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Essence wygląd o wiele lepiej niż 'Rolowanie'. Limitki u siebie też nie widziałam, a szkoda:(

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam już jeden rozświetlacz, w kuleczkach, z Kobo, ale nie zaszkodzi kupić kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale w sumie rozświetlacz z KOBO, który bardzo lubię, dla mnie nadaje się do nakładania na całą twarz. Ten z essence bardziej na poszczególnie partie twarzy, jak kości policzkowe :3

      Usuń
  8. Faktycznie daje piękny efekt! Ja jednak na co dzień nie używam rozświetlaczy, zostawię go innym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miły gest - szczególnie jak zawsze jest za mało tych kosmetyków z limitek

      Usuń
  9. Ja na razie rozświetlam się cieniem z Inglota:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze - bo czym się różni cień od rozświetlacza? Nazwą :3

      Usuń