Opowiem Wam moją historię:
Przez lata olewałam maseczkowanie się. Miałam to totalnie gdzieś - ot raz na jakiś czas kładłam sobie cokolwiek na twarz w myśl idei: "Jutro muszę wyglądać świetnie więc sobie trzasnę coś na pyska". Zwykle były to jakieś jednostrzały w saszetkach albo coś z serii AVON Spa.
Wszystko jednak zmieniło się na początku roku.
Wtedy wprowadziłam ogromne zmiany w pielęgnacji twarz. Naturalne kremy, toniki, serum - no cuda na kiju. Chciałam zapanować nad moją naczynkowością, a jak się zaprę to potrafię regularnie stosować dziwne specyfiki choćby się paliło i waliło. Dlatego zdecydowałam się wprowadzić do mojego stałego "menu" naturalne maseczki.
Tego, że polecam Wam takie uzupełnienie, to pewnie się domyślacie. Trzeba jednak pamiętać o regularności, odpowiednim ścieraniu itp. Oczywiście - super jest gdy maseczka daje nam efekt WOW po jednym użyciu. Jednak to długodystansowe stosowanie, tak dwa razy w tygodniu, może mieć na nas jakiś wpływ "bardziej".
Dlatego dziś pod lupą:
INCI: Spray dried seawater [suszona rozpyłowo woda z morza?], Thalisource [???], Papaya and bromelain [papaina i bromelanina], Rice starch [skrobia ryżowa]
Zacznijmy od początku. Zanim maseczka wyląduje na naszej twarzy, najpierw najlepiej machnąć sobie jakieś zdzieranie. Po komentarzach pod postem o peelingu YOSKINE zauważyłam, że sporo osób lubi jakieś hardcorowe tarcie. Moja skromna opinia jest taka: ostrzej nie znaczy lepiej. Nawet jeśli cera jest tłusta i trądzikowa (przy trądzikowej to już w ogóle...). Ale jako, że specjalistą nie jestem to wolny wybór. Ja z moją cerą naczynkową postanowiłam wrzucić sobie na ruszt peeling enzymatyczny. A dokładnie taki ze sklepu E-naturalne.pl.
Magią tego peelingu jest papaina i bromelaina. Te dwa składniki to nic innego jak enzymy z owoców ananasa i papai. Wiem, że można je kupić oddzielnie, ale ja zdecydowałam się na gotowy produkt, gdzie nie będę musiała nic odmierzać. Czym są pozostałe pozycje w składzie? Dobre pytanie, sama chciałabym wiedzieć. Bo jak wysusza się wodę z morza? I czym jest to mityczne Thalisource? Jedynie skrobia z ryżu brzmi sensownie.
Nie mniej jednak, nasze owocowe enzymy będą "wyżerały" nam twarz i to się liczy. Nie będzie przy tym żadnych drobinek ingerujących zbyt mocno. Zero tarcia. Peeling ten stosujemy jak maseczkę.
Zanim do tego - obskoczmy kwestie techniczne. Dostępne jest kilka wielkości: 10, 30, 60, 90, 150, 250, 500 (!) gramów. Im więcej kupimy tym taniej nam wyjdzie. Pudło, które mam to 90 gramów za 34,90 zł. Produkt dostajemy w plastikowym, prostym pudełku z wieczkiem i naklejką (szału nie ma). Całość to biały proszek, który ma PRZECUDOWNY zapach. Kocham ten zapach pasjami, choć ni w ząb nie umiem go określić. Według sklepu ma to być aromat "tropikalnych owoców dojrzewających w promieniach gorącego słońca". Taaa... Tak serio to jakaś nuta zapachowa owoców tu jest, poza tym jest on pudrowo-perfumowy. Jak jakiś produkt z salonu SPA. Nice! :3
Według przepisu proszek rozrabiamy w proporcji 1:2. Mówiąc prościej - bierzemy łyżeczkę peelingu i dodajemy 2 łyżeczki wody. Ja robię to w proporcji 1:1. Moja łyżeczka jest trochę mniejsza, więc na pewno nie ma 5 ml, a taka ilość wystarczy mi na całą twarz. Konsystencja jest wodnista, więc trzeba dosyć uważnie nakładać na twarz. Po kilku użyciach nabrałam wprawy i idzie to raz dwa. Gdy używam więcej wody robi się za rzadkie, przez co bardziej upierdliwe w nakładaniu (sama woda prawie...).
Gdy nakładamy peeling jest on transparentno-biały. Całość trzyma się na paszczy przez 10-15 minut. Zasycha na wiórek robiąc się przy tym bialutki. Potem wszystko raz dwa zmywamy i gotowe!
Używając pierwszy raz tego peelingu-maseczki nie wierzyłam, że coś takiego może oczyścić twarz - i to na poziomie porównywalnym do drobinek. No bo, że jak? Jakim cudem? Przy spłukiwaniu z rąk już doznałam szoku. Już wtedy czułam, że mam "oczyszczone" ręce. A był przecież na nich tylko chwilkę. Po zmyciu stuffu z twarzy byłam zachwycona! Mordka jest czysta, gładka, "wypolerowana". Bez mocnego ściągnięcia, bez zaczerwienienia. Pure awesomeness!!! Sklep zapewnia, że nasza skóra ma być "rozświetlona". Muszę im przyznać, że coś w tym jest. Oczywiście jeśli macie mocne zaczerwienienia od naczynek to ciężko zauważyć. Ja efekt widzę teraz po swoim "wyleczeniu twarzy". Wcześniej widziałam go na TeŻecie, kiedy on sobie kazał robić oczyszczanie.
Kiedyś czytałam też o sytuacjach, gdy przy samorobionych za mocnych "enzymach" albo peelingu enzymatycznym z Biochemii Urody, różnym osobom zdarzało się pieczenie twarzy. Dokładniej to uczucie porównywane było do "igiełek". Tutaj taka sytuacja zdarzyła mi się raz albo dwa, w bardzo małym stopniu. Działo się tak kiedy sypnęłam za dużo peelingu względem wody - czyli dodałam wybitnie kopatą łyżeczkę.
Podsumujmy jednak ten, jak zawsze długi, wywód - produkt jest mega! Mówię to bardzo szczerze, a powodów jest kilka:
1. Jest super wydajny. Opakowanie 90 gramów wystarczy na ho ho!... Kupiłam swój na początku lutego i jeszcze go mam na wiele użyć.
2. Pięknie pachnie. No kocham ♥
3. Cudownie oczyszcza twarz, idealnie przygotowuje do kolejnych działań.
4. Jest przy tym delikatny, wręcz idealny dla cery naczynkowej. Myślę, że da radę z każdym rodzajem skóry (na pewno przy regularnym stosowaniu i ogólnie rozsądnej pielęgnacji)
Wszystko jednak zmieniło się na początku roku.
Wtedy wprowadziłam ogromne zmiany w pielęgnacji twarz. Naturalne kremy, toniki, serum - no cuda na kiju. Chciałam zapanować nad moją naczynkowością, a jak się zaprę to potrafię regularnie stosować dziwne specyfiki choćby się paliło i waliło. Dlatego zdecydowałam się wprowadzić do mojego stałego "menu" naturalne maseczki.
Tego, że polecam Wam takie uzupełnienie, to pewnie się domyślacie. Trzeba jednak pamiętać o regularności, odpowiednim ścieraniu itp. Oczywiście - super jest gdy maseczka daje nam efekt WOW po jednym użyciu. Jednak to długodystansowe stosowanie, tak dwa razy w tygodniu, może mieć na nas jakiś wpływ "bardziej".
Dlatego dziś pod lupą:
Peeling enzymatyczny z owoców egzotycznych - E-naturalne.pl
INCI: Spray dried seawater [suszona rozpyłowo woda z morza?], Thalisource [???], Papaya and bromelain [papaina i bromelanina], Rice starch [skrobia ryżowa]
Zacznijmy od początku. Zanim maseczka wyląduje na naszej twarzy, najpierw najlepiej machnąć sobie jakieś zdzieranie. Po komentarzach pod postem o peelingu YOSKINE zauważyłam, że sporo osób lubi jakieś hardcorowe tarcie. Moja skromna opinia jest taka: ostrzej nie znaczy lepiej. Nawet jeśli cera jest tłusta i trądzikowa (przy trądzikowej to już w ogóle...). Ale jako, że specjalistą nie jestem to wolny wybór. Ja z moją cerą naczynkową postanowiłam wrzucić sobie na ruszt peeling enzymatyczny. A dokładnie taki ze sklepu E-naturalne.pl.
Magią tego peelingu jest papaina i bromelaina. Te dwa składniki to nic innego jak enzymy z owoców ananasa i papai. Wiem, że można je kupić oddzielnie, ale ja zdecydowałam się na gotowy produkt, gdzie nie będę musiała nic odmierzać. Czym są pozostałe pozycje w składzie? Dobre pytanie, sama chciałabym wiedzieć. Bo jak wysusza się wodę z morza? I czym jest to mityczne Thalisource? Jedynie skrobia z ryżu brzmi sensownie.
Nie mniej jednak, nasze owocowe enzymy będą "wyżerały" nam twarz i to się liczy. Nie będzie przy tym żadnych drobinek ingerujących zbyt mocno. Zero tarcia. Peeling ten stosujemy jak maseczkę.
Zanim do tego - obskoczmy kwestie techniczne. Dostępne jest kilka wielkości: 10, 30, 60, 90, 150, 250, 500 (!) gramów. Im więcej kupimy tym taniej nam wyjdzie. Pudło, które mam to 90 gramów za 34,90 zł. Produkt dostajemy w plastikowym, prostym pudełku z wieczkiem i naklejką (szału nie ma). Całość to biały proszek, który ma PRZECUDOWNY zapach. Kocham ten zapach pasjami, choć ni w ząb nie umiem go określić. Według sklepu ma to być aromat "tropikalnych owoców dojrzewających w promieniach gorącego słońca". Taaa... Tak serio to jakaś nuta zapachowa owoców tu jest, poza tym jest on pudrowo-perfumowy. Jak jakiś produkt z salonu SPA. Nice! :3
Lewo: tuż po nałożeniu; Prawo: przed zmywaniem |
Według przepisu proszek rozrabiamy w proporcji 1:2. Mówiąc prościej - bierzemy łyżeczkę peelingu i dodajemy 2 łyżeczki wody. Ja robię to w proporcji 1:1. Moja łyżeczka jest trochę mniejsza, więc na pewno nie ma 5 ml, a taka ilość wystarczy mi na całą twarz. Konsystencja jest wodnista, więc trzeba dosyć uważnie nakładać na twarz. Po kilku użyciach nabrałam wprawy i idzie to raz dwa. Gdy używam więcej wody robi się za rzadkie, przez co bardziej upierdliwe w nakładaniu (sama woda prawie...).
Gdy nakładamy peeling jest on transparentno-biały. Całość trzyma się na paszczy przez 10-15 minut. Zasycha na wiórek robiąc się przy tym bialutki. Potem wszystko raz dwa zmywamy i gotowe!
Używając pierwszy raz tego peelingu-maseczki nie wierzyłam, że coś takiego może oczyścić twarz - i to na poziomie porównywalnym do drobinek. No bo, że jak? Jakim cudem? Przy spłukiwaniu z rąk już doznałam szoku. Już wtedy czułam, że mam "oczyszczone" ręce. A był przecież na nich tylko chwilkę. Po zmyciu stuffu z twarzy byłam zachwycona! Mordka jest czysta, gładka, "wypolerowana". Bez mocnego ściągnięcia, bez zaczerwienienia. Pure awesomeness!!! Sklep zapewnia, że nasza skóra ma być "rozświetlona". Muszę im przyznać, że coś w tym jest. Oczywiście jeśli macie mocne zaczerwienienia od naczynek to ciężko zauważyć. Ja efekt widzę teraz po swoim "wyleczeniu twarzy". Wcześniej widziałam go na TeŻecie, kiedy on sobie kazał robić oczyszczanie.
Kiedyś czytałam też o sytuacjach, gdy przy samorobionych za mocnych "enzymach" albo peelingu enzymatycznym z Biochemii Urody, różnym osobom zdarzało się pieczenie twarzy. Dokładniej to uczucie porównywane było do "igiełek". Tutaj taka sytuacja zdarzyła mi się raz albo dwa, w bardzo małym stopniu. Działo się tak kiedy sypnęłam za dużo peelingu względem wody - czyli dodałam wybitnie kopatą łyżeczkę.
Podsumujmy jednak ten, jak zawsze długi, wywód - produkt jest mega! Mówię to bardzo szczerze, a powodów jest kilka:
1. Jest super wydajny. Opakowanie 90 gramów wystarczy na ho ho!... Kupiłam swój na początku lutego i jeszcze go mam na wiele użyć.
2. Pięknie pachnie. No kocham ♥
3. Cudownie oczyszcza twarz, idealnie przygotowuje do kolejnych działań.
4. Jest przy tym delikatny, wręcz idealny dla cery naczynkowej. Myślę, że da radę z każdym rodzajem skóry (na pewno przy regularnym stosowaniu i ogólnie rozsądnej pielęgnacji)
Jeszcze nigdy nie miałam peelingu enzymatycznego...Powoli jednak przestaje mi się podobać "drapanie" twarzy peelingami mechanicznymi, może to nawet utrwalić nasze blizny i przebarwienia...Może spróbuję w końcu jak działają enzymatyczne :)
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam do siebie na rozdanie :)
Ja ten polecam - jeśli jeszcze nie zauważyłaś ;)
Usuńgdy odwiedziłam Kunę w marcu (bo Mumford and Sons grali w stolicy) przed koncertem uczyniła mi małe spa. miałam okazję testować ten peeling i jest MEGA! serio serio, żadnego tarcia, żadnych drobinek, czysta przyjemność. Maseczka, piętnaście minut pławienia się w mega fajnym owocowym zapachu i ryjek zyskuje nową jakość. zakochałam się w nim.
OdpowiedzUsuńNo ba! :D
UsuńU mnie ten peeling się nie sprawdził, i po jakimś czasie zaczął powodować uczulenie ;/
OdpowiedzUsuńO proszę, pierwszy raz widzę negatywną opinie. Ale dobrze wiedzieć, takie info ważne jest.
UsuńTylko że mnie co 5 kosmetyk pielęgnacyjny uczula, jestem alergikiem więc często naturalne składniki mnie uczulają ;/ Nie mogę jeść niektórych egzotycznych owoców i chyba tez nie mogę ich stosować na skórę. Szkoda, bo wolę kosmetyki z naturalnymi składami a nie chemicznymi. Ale będę jeszcze szukać jakiegoś naturalnego peelingu.
UsuńMam go i jest mega. Tak jak napisałaś :-)
OdpowiedzUsuńZła kobieto ależ kusisz! Przeczytałam post z zapartym tchem i dochodze do wniosku, że i mnie by się przydał:)
OdpowiedzUsuńBierz, bierz - warto spróbować tego specyfiku :D
UsuńTeż go mam, ale grzecznie czeka na swój pierwszy raz ;p
OdpowiedzUsuńKuna Domowa jesteś nienormalna, szlona i imponuje mi Twoja wiedza oraz kosmetyczne zacietrzewienie :)
OdpowiedzUsuńgood :)
Moja wiedza to tam pikuś malutki, dopiero ją poszerzam. A "zacietrzewienie" wynika z tego, że ja lubię każdy temat do głębi zgłębić. Nawet jeśli piszę o byle czym :P
UsuńCiesze się, że Ci się podoba :3
najbardziej przeszkadza mi w maskach do twarzy efekt ściągnięcia ..
OdpowiedzUsuńDość ważną informacją jest to, że peeling enzymatyczny nie powinien wyschnąć na twarzy tylko co jakiś czas trzeba go zwilżać, bo te enzymy wtedy działają. Gdzieś to na jakimś forum kosmetycznym wyczytałam :)
OdpowiedzUsuńO proszę, nie słyszałam o tym. Na stronie produktu nie ma informacji, choć czytałam, że ktoś kiedyś o to pytał i sklep poinformował, że ma zaschnąć sobie.
UsuńJeśli robi się wersję w innych proporcjach to raczej nie wysycha tak szybko.
W moich proporcjach i tak potrafi być plamka czy dwie lekko wilgotne. Nie mniej jednak peeling i tak świetnie "wyżera". :)
"Pilingując się bromelainą pamiętać trzeba o tym, by:
Usuń1) rozrabiać proszek z wodą tuż przed jego użyciem (wilgotna bromelaina traci swoje właściwości po ok. 20 minutach)
2) nie dopuszczać do zaschnięcia papki na twarzy - bromelaina jest aktywna tylko, kiedy jest wilgotna - jeśli to konieczne trzeba twarz co jakiś czas zwilżyć wodą"
Cytat z forum femineus z kącika biochemicznego. Gdzieś jeszcze też wyczytałam podobną informację na forum kosmetologicznym :)
Jeszcze ciekawsze informacje znalazłam na stronie naturaliskosmetyki.pl gdzie jest opisany peeling enzymatyczny z ekstraktem z wierzby :) informacje potwierdzają to, że nie może zasychać i do tego jest informacja, że nie łączyć z hydrolatem różanym :) ale nie wiem czemu.
UsuńJakkolwiek peeling jest jak najbardziej godny polecenia :) sama go zresztą używam.
Bylem tam, widzialem i na twarzy mialem! Peeling jest niezly. Dla mnie swietna sprawa do stosowania na przemiam z jakims ostrym tarciem (niestety dla mej meskiej mordki wiekszosc peelingow to jakbym glaskal sie jedwabiem), a ze ostro trzec zbytczesto raczej sie nie powinno, ten enzymatyczny to dobra odskocznia i przerywnik. Sam bylem zaskoczony efektem, wyzarl ladnie twarz a mial co wyzerac. Oczywiscie to troche jebania sie bo trzeba rozrobic, bo trzeba nalozyc, bo trzeba 15min odczekac, bo trzeba splukac, dla mnie troche upierdliwe i majac lenia w dupie niechce mi sie stosowac regularnie samemu, ale gdy Ela przygotowuje kuracje dla siebie lubie czasem sie podpiac. Wspolne zluszczanie naskorka najlepiej cementuje zwiazek!
OdpowiedzUsuńOstatnie zdanie powaliło mnie na kolana :P <3
UsuńOoo :D dobrze wiedzieć o takim cacuszku :) choć wolę mocne zdzieraki to jednak wizja sięgnięcia po peeling enzymatyczny coraz bardziej mnie kusi :D
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto nawet przestawić się całkowicie. Albo przynajmniej głównie używać enzymatycznego, a od czasu do czasu dla większego starcia czegoś z drobinkami. :)
UsuńSłyszałam o tym peelingu na YT. Bardzo mnie ten produkt zainteresował. A teraz wiem, że muszę go mieć:)
OdpowiedzUsuńa ja wyczytałam że to jest jedyny peeling enzymatyczny który właśnie ma zostać pozostawiony na twarzy aż do wyschnięcia gdyż zdecydowanie się różni składem od tych innych peelingów. Jest dosyć nietypowy dlatego inaczej się go stosuje. Od wczoraj o nim czytam dużo aż za dużo i dziś składam zamówienie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) Ewelina