No właśnie - przecież ten blog, lata temu, powstał z tego właśnie założenia! Uwielbiam rękodzieło, uwielbiam sama przygotowywać różne rzeczy, uwielbiam tworzyć. Nie zawsze skutek jest taki jaki ja tego chcę, ale jednak. Kocham poznawać tysiąc technik, robić wszystko różnymi sposobami. A jak lepiej nauczyć się czegoś nowego, jak nie na warsztatach?
Mieszkając w Olsztynie zawsze miałam ciężko z ofertą warsztatów. Coś tam się pojawiało, ale było ubogo. Gdy już znalazłam się w Warszawie zauważyłam, że człowiek może się wręcz utopić w ofertach - craftng tutaj jest wszędzie, oczywiście jeśli wiemy gdzie szukać. A co jeśli nie wiecie gdzie? Albo nie umiecie się zdecydować? Powiem Wam, że ja znalazłam miejsce dla siebie.
To miejsce to Ploteczkarnia - stworzona, aby kobietom dać miejsce do spędzania czasu i rozwijania swoich umiejętności. Relaks, zabawa, rozmowy z innymi osobami, które fascynuje to co nas. Umiejscowiona w samym centrum, przy ul. Chmielnej 26, za domami towarowymi centrum.
Foto: Materiały Ploteczkarni |
Wnętrze lokalu jest cudowne... Retro vintage, ale bez zbędnego przepychu. Kremowe ściany, ciemne drewno, kwiatki, koronki - jest pięknie. Nawet jeśli sami w domu byśmy sobie czegoś takiego nie zafundowali to trudno nie docenić wystroju dopracowanego w każdym detalu.
Prace innych kursantów i instruktorów aż zachęcają do poszerzania swoich umiejętności w każdej z technik.
Za całym miejscem stoi Kasia. Dobra dusza tego wszystkiego, osoba przemiła i zabawna, którą nie będę ukrywać znam trochę bardziej niż w samych warsztatów. Łączy nas pasja do pięknego rękodzieła, prostych i genialnych pomysłów, no i oczywiście Marthy Stewart. Gdyby nie ona Ploteczkarnia by nie istniała, a szkoda by było nie mieć takiego miejsca w stolicy.
Najpierw poznałyśmy się przy okazji Wakacyjnych Igraszek Kosmetycznych, które to zachęciły mnie do przełamania się i pójścia na warsztaty z sutaszu. Czym jest sutasz? To piękna szyta (kto by się spodziewał?) biżuteria, bazująca na jedwabnych tasiemkach, kamieniach i koralikach.
Warsztaty prowadziła Iwona, której gratuluję precyzji, cierpliwości i oddania tej sztuce. Swojego wisiorka Wam nie pokażę, bo choć nie wyszedł bardzo źle to moim nawykiem jest dążenie do perfekcji, ot co! Chociaż praca była ciężka to bardzo satysfakcjonująca. Dłubanie jest żmudne, ale wielce przyjemne. Nie wykluczam powrotu do tej techniki.
Aby jednak pokazać Wam, jak dokładniej potrafią wyglądać warsztaty w Ploteczkarni, pora na moją relację z warsztatowego spotkania blogerek właśnie w tym cudnym miejscu!
W jednym miejscu spotkało się stadko blogerek urodowych: blogmoniszona.blogspot.com, charlottes-wonderland.blogspot.com, donnalavita.blogspot.com, www.cosmefreak.pl, sameprzyjemnosci.blogspot.com, www.kosmetyka-smykusmyka.pl oraz ja - Wasza Kuna Domowa :3
Wszystkie spotkałyśmy się tam w jednym celu - aby pojąć wiedzę tajemną z tworzenia świec sojowych oraz świec do masażu. No dobra, jest to drobne kłamstwo, bo spotkałyśmy się też, aby pogadać, wypić kawkę i nie siedzieć w domu w niedzielę.
Na miejscu zastałyśmy przygotowany do pracy stół oraz różnorakie inspiracje świecowe. Ja byłam podjarana jak ta świeca, bo uwielbiam takie rękodzieło - efektowne, idealne na prezenty dla najbliższych i bardzo, bardzo urocze!
Warsztaty prowadziła Emilka. Fanka naturalnych kosmetyków (w tym LUSHa oczywiście!), rękodzieła i również Marthy Stewart. Właściwie mogłybyśmy tam założyć mini Fan Klub składający się ze mnie, Kasi i właśnie Emilki. Spędzanie z nią czasu to sama radocha. Oczywiście przy tym jest doskonałą nauczycielką :3
Jak przyszło co do czego to każda z nas zabrała się do ważenia, topienia, wąchania i wybierania zapachów (trudne zadanie!). Żart sytuacyjny brzmiał, że niedziela to baby przy garach. :P
Oczywiście w ferworze pracy i fascynacji świecowej, znalazła się również chwila na ciastko, babeczkę, kawkę czy soczek. Gosia przygotowała babeczki Igraszkowe, które chyba staną się naszym znakiem rozpoznawczym. Cały czas opiekowała się nami Kasia, dbając żeby każdy zjadł coś i wypił ;)
Na koniec każda z nas mogła przygotować urocze etykiety na swoje nowe wytwory i pięknie je zapakować. Ja zapakowane prace wręczyłam samej sobie, robiąc sobie prezent z okazji niedzieli - tak święciłam ten dzień.
W przeciwieństwie do dziewczyn, nie jestem może mistrzem w pisaniu ręcznym, ale efekt mnie nawet zadowolił ;)
Świeca "babeczka" nawet prawie się zmieściła do większej szklanki po świeczce z IKEI |
W praktycznym naczyniu, świeca do masażu - Mru! |
Mówisz że będąc w Olsztynie nie miałaś gdzie się kreatywnie wyżyć, to ja ci powiem że mieszkam w Elblągu i tu dopiero jest dziura -jak sama czegoś nie wymyślę to nie mam co liczyć na jakieś fajne warsztaty :( -tylko po zazdrościć że macie takie fajne miejsce do babskich spotkań.
OdpowiedzUsuń