środa, 15 maja 2013

"Im dalej w LUSH, tym..." Część trzecia - WICCY MAGIC MUSCLES Massage Bar



Pora na trzecią recenzję dotyczącą kosmetyków marki LUSH, których ostatnio używałam. Potem będzie pora na werdykt dotyczący całej firmy, który sobie w głowie i sercu przetrawiłam. Na koniec serii recenzji zostawiłam sobie...



Część III - WICCY MAGIC MUSCLES Massage Bar



Firma LUSH w swojej ofercie ma sporą ilość kostek do masażu. W moje ręce wpadło WICCY MAGIC MUSCLES - masełko stworzone do relaksowania naszych strudzonych, napiętych i obolałych mięśni. 

Dodatkowo dostałam specjalną puszką na przechowywanie - dopasowana jest do kilku różnych kostek, trzeba ją jednak dokupić osobno. Ułatwia przechowywanie, wygląda elegancko i jest wielorazowego użytku ;) Praktyczny gadżet, szczególnie na drogę albo prezent, ponieważ normalnie kostka byłaby zapakowana w papierową torebkę/folię (w zależności czy kupujemy w sklepie stacjonarnym, czy przez internet).

Po kilku dniach używania po napisie na naklejce nie było już śladu

Z czym to się je? Z jednej strony mamy gładką powierzchnię masła, zaś w drugiej zatopioną fasolę adzuki (tudzież aduki, jaki zwał tak zwał). Najpierw smarujemy się gładką stroną, aby później fundować sobie masaż wypustkami. Jeśli chodzi rozsmarowywanie to jest fantastyczne. Kostka pięknie sunie po skórze, zostawiając tłustą warstwę do rozsmarowania. Bajecznie :3 Przyjemnie nawilża i natłuszcza skórę, pozostawiając ją miękką.

Zapach... Ach, zapach... Myślę, że to jeden z tych, które można kochać albo nienawidzić. Ja szczerze pokochałam od pierwszego "wąchnięcia". Jednocześnie ciepły, korzenny i ożywczy, wszystko za sprawą naturalnych olejków. Trochę w stylu kremów na obolałe mięśnie, choć nie do końca. Nie ma w nim nic sztucznego mimo, że w składzie znajdziemy perfume. Utrzymuje się na skórze dosyć długo, szczególnie jeśli od razu po wysmarowaniu założymy na siebie ubrania. Wtedy będzie z nami cały dzień, głównie przy skórze. Sama potrafiłam dyskretnie unieść bluzkę przy dekolcie i "wwąchiwać" się  w ciągu dnia. Love ♥


Kostka służy do masażu, ale ja używałam jej do smarowania całego ciała. Skład aż się prosi dopisek "anti-cellulite", bo olejek z liści cynamonowca plus mięta plus fasolki to coś w sam raz do walki z tym i owym. Zdecydowanie może pomagać przy obolałych mięśniach. Pozostawia uczucie jednocześnie chłodu i ciepła, na szczęście w stopniu który jest przyjemny, a nie drażniący. Jeśli jednak zdecydujecie się pielęgnować nią całe ciało to... długo się nią cieszyć nie będziecie. Już przy 3 użyciu kostka pękła na pół, zaś przy piątym leciała z niej fasola i korzystanie było utrudnione...


Myślę, że starczy na jakieś 7 razy, w porywach do 9. Gdyby używać na specjalne okazje, bóle mięśni i małe partie ciała wyniki byłby lepszy. Kostka waży 70 gramów i nie występuje w większych wersjach.

Skład WICCY MAGIC MUSCLES: Fair Trade Organic Cocoa Butter, Aduki Beans, Shea Butter, Organic Jojoba Oil, Cinnamon Leaf Oil, Peppermint Oil, Extra Virgin Coconut Oil, *Cinnamyl Alcohol, *Cinnamal, *Coumarin, *Eugenol, *Isoeugenol, *Benzyl Benzoate, *Limonene, *Linalool, Perfume /*składniki występujące naturalnie w olejkach eterycznych

CENA:
Amsterdam: 11,15 € (ok. 46,50 zł - !!!); UK: 6,25 ₤ (ok. 30,73 zł)
Puszka:  2,05 € (ok. 8,55 zł); 2,95  ₤ (ok. 14,50 zł)

Tym razem na składzie i cenie nie skończę wywodu. Przy tym produkcie, uderzyła mnie europejska cena. Gdy zobaczyłam cenę w EURO zrobiłam oczy jak pięciozłotówki - WTF?! Prawie 50 zł za kostkę, na kilka użyć? What? Spojrzałam na skład. No litości, trochę masła kakaowego i shea, olej jojoba oraz garstka fasoli?! Oczywiście miło jest dostawać drogie prezenty, kto nie lubi dostać czasem czegoś ekstra? Jednak przez długi czas chodziłam z myślą, że LUSH to kompletny zdzieracz pieniędzy. 

Wgłębiłam się jednak w temat bardziej. Najpierw odkryłam, że ceny w Anglii są dużo mniejsze. 30 zł to już nie taki dramat. Firma oczywiście kupuje składniki hurtem i ma je taniej, ale nie każdy chce się bawić w robienie kosmetyków w domu. Dodatkowo doceniam fakt, że LUSH ma swoją fabrykę umiejscowioną w Anglii. Na ich Youtubie, możemy znaleźć filmiki z produkcji, rozmowy z pracownikami - sporo naszych rodaków znajduje tam zatrudnienie, co widać po naklejkach kto przygotowywał produkt. Wiele produktów robionych jest ręcznie. Domyślam się, że jak na tamtejsze warunku nie zarabia się kokosów, ale wciąż to nie chińska masówka. I dlatego wybaczam im ceny, choć żałuję, że nie ma dodatkowej manufaktury w Europie, wtedy ceny blisko nas byłyby niższe. Jeśli jednak będziecie w Anglii to warto sobie odłożyć troszkę dodatkowych pieniędzy na jakieś ciekawe zakupy!


Kostkę pokochałam i jeśli spodoba się komuś zapach to szczerze polecam. Ze smutkiem się z nią żegnam - jednak nie na długo, bo zrobię sobie kolejną sama :3

P.S. Mini Edit: Dostałam przykaz, żeby napisać, że "zapach jest miętowo-cynamonowy, bardzo intensywny, przy stosowaniu na cale ciało wręcz przytłaczający". Ja tego tak nie odczuwam, ale sponsor tego posta naciskał, abym to zawarła :P Pamiętajcie drodzy czytelnicy - Wasi życiowi partnerzy to najlepsi redaktorzy i krytycy w jednym ♥

16 komentarzy:

  1. Wygląda FANTASTYCZNIE!!!!
    Ale cena ... Masakra przy tej wydajności :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cena w funtach jest do przełknięcia. Poza tym to taki "gadżet", na prezent fajna zabawka :3

      Usuń
    2. No te 30zł to jeszcze można odżałować, ale ja i tak bym sępiła :P

      Usuń
  2. o, jak zrobisz sama, to wprowadz do sprzedazy... :) chetnie zakupie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprzedaż powiadasz :D Duże słowo, pomyślę :P

      Usuń
  3. Recenzja nie oddaje tak naprawde tego, jak bardzo zapach jest przytlaczajacy w tej kostce. Moim zdaniem (a trzeba zaznaczyc ze nie znam sie na tym :P) to on odpowiada za efekt WOW. Zapach to mieszanina miety i cynamonu, bardzo, bardzo intensywna. Gdy kostki uzyje sie na duzy obszar skory, a potem zalozy ubranie, zapach utrzymuje sie caly dzien, a ponadto cale ubranie nim przesiaka i pachnie charaktersytycznie nawet nastepnego dnia! Warto o tym pamietac, gdy zamierzamy isc na jakas fancy randke gdzie pierwsze skrzypce maja jednak grac sybtelne perfumy - kostka moze latwo zdominowac inne zapachy. Ponadto daje bardzo ciekawe odczucia przy stosowaniu - najpierw daje przyjemny chlod miety, zas po kilku-kilkunastu minutach dochodzi do glosy rozgrzewajacy cynamon, z kolei dajacy uczucie goraca - fajny kontrast doznan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tak dalej pójdzie staniesz się drugim autorem tego bloga :P

      Usuń
    2. Ale zeby bylo jasne, owa przytlaczajacosc (przytlacznosc? :P) moze byc zarowno wada jak i zaleta. Jesli ktos kocha swoje perfumy i woli aby to one dominowaly a pozostale kosmetyki sie nie wyroznialy, to raczej nie polubi tej kostki (chyba ze do okazjonalnego stosowania). Zas jesli ktos oczekuje silnych zapachow to moze sie w tej kostce zakochac i uzaleznic tak jak Ja! Bo zapach jest przecudny :)

      Usuń
  4. świetny patent :)
    szkoda, że dość kosztowny

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mnie korcił, gdy byłam w sklepie Lusha. Teraz żałuję, że nie wzięłam... ;-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jeszcze w tym tygodniu przybędę na ratunek z przepisem ;)

      Usuń
  6. Ela , tworzycie świetny duet recenzencki. Domagam się osobnego cyklu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, kto wie... ;) Nie wiem co na to drugi recenzent

      Usuń