"Nie ma kaka praptaka" - to pierwsze skojarzenie, gdy słyszę słowo Caca :P Nie pytajcie skąd je mam, bo sama już dobrze nie wiem. Ciągnie mnie do wynalazków, więc nie mogłam odpuścić sobie zamówienie tego produktu z LUSHa. Nawet jeśli nazywa się kupa. Akurat potrzebowałam farbowania, a nie chciałam już szkodzić moim włosom.
Część V - CACA Brun
Czym w takim razie jest nasza Caca? To nic innego, jak henna i indygo wymieszane z masłem kakaowym. Teraz, kiedy już jej doświadczyłam, mówię o tym jakby to była oczywista oczywistość, ale z początku byłam zachwycona koncepcją. Farbowanie połączone z naturalną maską na włosy - czego można chcieć więcej?
Zacznijmy od samej kostki. Wygląda przecudownie ♥ Zakochałam się od razu! Bloczek jest większy od mojej dłoni i waży 325 gramów. W pakunku otrzymałam dodatkowo rękawiczki oraz kartkę z informacjami dotyczącymi farbowania.
Projekt wzorowano na kostkach herbacianych (Tea Brick), które dawno temu służyły jako arabska waluta. Odłamywano pojedyncze kosteczki i nimi płacono. LUSH swoja hennę sprowadza z Iranu - tamtejsza ponoć jest bardziej czerwona niż pomarańczowa. Stąd inspiracja do stworzenia takiego małego dzieła sztuki. Samo patrzenie na nią sprawia mi przyjemność, wzbudzając westchnięcie tęsknoty.
Coś czego nigdy nie zapomnę to jej zapach. Intynsywny, świeży, ale też lekko orientalny. Moim pierwszym skojarzeniem była bardzo mocno zaparzona zielona jaśminowa herbata. Po przygotowaniu czuć leciutką nutę kawy. Podejrzewam, że niektórych może drażnić. Gdy Caca leżała otwarta i połamana w sypialni to świetnie sprawowała się jako odświeżacz do powietrza. Bosko :3
Zacznijmy od samej kostki. Wygląda przecudownie ♥ Zakochałam się od razu! Bloczek jest większy od mojej dłoni i waży 325 gramów. W pakunku otrzymałam dodatkowo rękawiczki oraz kartkę z informacjami dotyczącymi farbowania.
Projekt wzorowano na kostkach herbacianych (Tea Brick), które dawno temu służyły jako arabska waluta. Odłamywano pojedyncze kosteczki i nimi płacono. LUSH swoja hennę sprowadza z Iranu - tamtejsza ponoć jest bardziej czerwona niż pomarańczowa. Stąd inspiracja do stworzenia takiego małego dzieła sztuki. Samo patrzenie na nią sprawia mi przyjemność, wzbudzając westchnięcie tęsknoty.
Coś czego nigdy nie zapomnę to jej zapach. Intynsywny, świeży, ale też lekko orientalny. Moim pierwszym skojarzeniem była bardzo mocno zaparzona zielona jaśminowa herbata. Po przygotowaniu czuć leciutką nutę kawy. Podejrzewam, że niektórych może drażnić. Gdy Caca leżała otwarta i połamana w sypialni to świetnie sprawowała się jako odświeżacz do powietrza. Bosko :3
Znów za produktem stoi jakaś koncepcja. "No s**t hair colour" to hasło, które mu przyświeca. I faktycznie, s**tów tutaj nie znajdziemy.
Skład CACA Brun (przetłumaczony): Masło Kakaowe, Zioło Indygowca, Czerwona Henna, Zmielona Kawa, Proszek z Prokrzywy, Proszek Mchu Irlandzkiego, Olejek z Pączków Goździka, Zapach (Perfume)
Henna, indygowiec oraz kawa są składnikami, które farbują nasze włosy. Masło kakaowe i pokrzywa pielęgnują nie tylko włosy, ale i skórę głowy. Mech Irlandzki, który tak naprawdę jest glonem (Chrząstnica kędzierzawa), ma na celu zmiękczanie włosów, poprawę ich elastyczności, ale przede wszystkim poprawia konsystencję papki.
Podniecałam się tym produktem jak mrówka okresem! Nie mogłam się doczekać aż przyjdzie i wszystkim dookoła trąbiłam o cudzie, który zamówiłam. Przyszła pora na farbowanie...
Procedura jest prosta: 1. Cacę przekładamy do odpornego na wysokie temperatury naczynia i zalewamy wrzątkiem; 2. Rozrabiamy, dolewając jeszcze wody, aż uzyskamy konsystencję gęstej śmietany; 3. Podgrzewamy papkę w kąpieli wodnej, aby uzyskać najwyższą temperaturę, jaką możemy znieść. Nie wkładamy do mikrofalówki!; 4. Nakładamy na czyste i suche włosy, "od nasady aż same końce"; 5. Pozostawiamy na włosach na 1-4 godziny. Jeśli chcemy uzyskać więcej czerwonych tonów, owijamy głowę folią spożywczą. 6. Zmywamy całość szamponem. 7. PROFIT
Włosy mam długości do brody, dlatego postanowiłam najpierw rozrobić 3 kawałki i zobaczyć jaka ilość z tego wyjdzie.
Podniecałam się tym produktem jak mrówka okresem! Nie mogłam się doczekać aż przyjdzie i wszystkim dookoła trąbiłam o cudzie, który zamówiłam. Przyszła pora na farbowanie...
Procedura jest prosta: 1. Cacę przekładamy do odpornego na wysokie temperatury naczynia i zalewamy wrzątkiem; 2. Rozrabiamy, dolewając jeszcze wody, aż uzyskamy konsystencję gęstej śmietany; 3. Podgrzewamy papkę w kąpieli wodnej, aby uzyskać najwyższą temperaturę, jaką możemy znieść. Nie wkładamy do mikrofalówki!; 4. Nakładamy na czyste i suche włosy, "od nasady aż same końce"; 5. Pozostawiamy na włosach na 1-4 godziny. Jeśli chcemy uzyskać więcej czerwonych tonów, owijamy głowę folią spożywczą. 6. Zmywamy całość szamponem. 7. PROFIT
Włosy mam długości do brody, dlatego postanowiłam najpierw rozrobić 3 kawałki i zobaczyć jaka ilość z tego wyjdzie.
Za pierwszym razem i tak wyszła trochę za gęsta |
Mój ukochany taką ilością był w stanie pomalować mi całe włosy i jeszcze nałożyć sporą warstwę "na wierzch". Gdybyśmy się uparli to dałby radę na 2 kostkach. Dzięki zapasowi mogłam zastosować kolejną LUSHową poradę: malowanie włosów do 3 razy, kilka dni z rzędu. Ma to spowodować nabudowanie henny we włosach, a w efekcie - intensywniejszy kolor.
Zamiast opisywać Wam, jak wyglądało farbowanie, napiszę jak zrobić to moim zdaniem najlepiej:
TIP NR 1
Obłożyć podłogę i własne kolana gazetami, być w ubraniach, które można ewentualnie pobrudzić. Ta henna potrafi się trochę "sypać". Na pędzelku zostają małe kawałeczki, które po ostudzeniu sypią się gdzie popadnie. Nie wspomnę już o skapywaniu.
TIP NR 2
Malowanie przeprowadzić w kuchni. Za drugim razem przyjęłam taką taktykę, bo w ten sposób mogłam podgrzewać hennę na bieżąco. Będąc w łazience takiej możliwości nie ma... A ciepła kaka to dobra kaka.
TIP NR 3
Owinąć włosy folią do żywności. Nie ważne, czy chcecie mieć te czerwone tony czy nie. Henna nie owinięta sypie się z nasady włosów, przez co nie są one dobrze zafarbowane. Pod przykryciem jest ciągle ciepła, lepiej wnika we włosy i dodatkowo można sobie od czasu do czasu pomasować czerep, co by nasze odrosty ładnie łapały kolorek.
TIP NR 4
Jeśli macie możliwość, poświęćcie cały dzień na farbowanie. Nałóżcie kakę rano, spłuczcie po kilku godzinach tylko ciepłą wodą. W ten sposób na włosach pozostanie zielonkawa maska z masła kakaowego. Wieczorem dopiero umyjcie włosy i nałóżcie sobie na nie jakiś fajny olej na noc. Trust me - warto!
TIP NR 5
Nie robić tego samodzielnie! Broń Was wszyscy bogowie! Profesjonalny nakładacz niezbędny!
Obłożyć podłogę i własne kolana gazetami, być w ubraniach, które można ewentualnie pobrudzić. Ta henna potrafi się trochę "sypać". Na pędzelku zostają małe kawałeczki, które po ostudzeniu sypią się gdzie popadnie. Nie wspomnę już o skapywaniu.
TIP NR 2
Malowanie przeprowadzić w kuchni. Za drugim razem przyjęłam taką taktykę, bo w ten sposób mogłam podgrzewać hennę na bieżąco. Będąc w łazience takiej możliwości nie ma... A ciepła kaka to dobra kaka.
TIP NR 3
Owinąć włosy folią do żywności. Nie ważne, czy chcecie mieć te czerwone tony czy nie. Henna nie owinięta sypie się z nasady włosów, przez co nie są one dobrze zafarbowane. Pod przykryciem jest ciągle ciepła, lepiej wnika we włosy i dodatkowo można sobie od czasu do czasu pomasować czerep, co by nasze odrosty ładnie łapały kolorek.
TIP NR 4
Jeśli macie możliwość, poświęćcie cały dzień na farbowanie. Nałóżcie kakę rano, spłuczcie po kilku godzinach tylko ciepłą wodą. W ten sposób na włosach pozostanie zielonkawa maska z masła kakaowego. Wieczorem dopiero umyjcie włosy i nałóżcie sobie na nie jakiś fajny olej na noc. Trust me - warto!
TIP NR 5
Nie robić tego samodzielnie! Broń Was wszyscy bogowie! Profesjonalny nakładacz niezbędny!
A teraz werble! Efekty!
Moje włosy były wcześniej farbowane farbą Coleston i było to już jakiś czas temu. Miały odcień złotawy, lekko rozjaśnione. Po pierwszym farbowaniu (trochę nieudanym, choć nie z winy farbowacza, a kaki) stały się lekko ciemniejsze i rudawe, ale niestety odrosty były prawie nietknięte. Fascynujące było jednak to, gdy po całym dniu poza domem, zauważyłam jak jeszcze ściemniały i zaczerwieniły. Nie wierzyłam, ze henna rozwija swój kolor, ale jednak! Drugie farbowanie wyszło fantastycznie. Efekty na zdjęciu mówią same za siebie. Odcień z czasem jeszcze leciutko ściemniał i nabrał "głębi". Kolor pięknie się mieni na słońcu, nie jest jednolity, no ach i och! Muszę ostrzec, że zapach henny może trochę wejść we włosy i utrzymywać jakieś 2 dni. Nie jest już tak piękny, ale wolę to niż amoniakowe s**ty.
Cena: £7.95 (ok. 39,50 zł)
Moje włosy były wcześniej farbowane farbą Coleston i było to już jakiś czas temu. Miały odcień złotawy, lekko rozjaśnione. Po pierwszym farbowaniu (trochę nieudanym, choć nie z winy farbowacza, a kaki) stały się lekko ciemniejsze i rudawe, ale niestety odrosty były prawie nietknięte. Fascynujące było jednak to, gdy po całym dniu poza domem, zauważyłam jak jeszcze ściemniały i zaczerwieniły. Nie wierzyłam, ze henna rozwija swój kolor, ale jednak! Drugie farbowanie wyszło fantastycznie. Efekty na zdjęciu mówią same za siebie. Odcień z czasem jeszcze leciutko ściemniał i nabrał "głębi". Kolor pięknie się mieni na słońcu, nie jest jednolity, no ach i och! Muszę ostrzec, że zapach henny może trochę wejść we włosy i utrzymywać jakieś 2 dni. Nie jest już tak piękny, ale wolę to niż amoniakowe s**ty.
Cena: £7.95 (ok. 39,50 zł)
rozwaliłaś mnie tym "A ciepła kaka to dobra kaka."Najważniejsze że producent wywiązał się z obietnic o produkcie.A włosy pięknie lśnią i mają super kolor
OdpowiedzUsuńZ tą ciepłą kaką to sama prawda, nie ma co się śmiać :P
UsuńTutaj wywiązał się moim zdaniem w 100, a nawet 200%. Mamy farbowanie i odżywianie - takie prawdziwe, a nie z chemicznej maseczki po farbowaniu.
Może ja też tą LOGONĘ powinnam jeszcze raz teraz nałożyć, po paru dniach... hmmm
OdpowiedzUsuńEfekt końcowy cudny :)
Może? Who knows?
UsuńLUSH generalnie radził nakładać nawet 3 razy po rząd, dzień w dzień, żeby henna się ładnie nabudowała we włosach. Jeśli nie szkodzi włosom i jest zrobione na hennie to why not?
Piękna opowieść, a jaka prawdziwa :D
OdpowiedzUsuńTeraz tylko czekam, aż Nakładacz wywlecze w komentarzu swoje refleksje na temat nakładania. Chętnie porównam z moimi doświadczeniami ;)
A może dostanie oddzielnego posta - kto wie? :D
UsuńBardzo podoba mi się notka: opos zabiegu oraz jego efekt :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mówiąc o samym produkcie, który wygląda jak coś pysznego do jedzenia (przed rozrobieniem ofkors;)) i w dodatku świetnie działa :D
Dzięki, staram się jak mogę ;)
UsuńA produkt miał minimalną nutkę w sobie zapachu czekolady, taką jedną tysięczną - albo ja miałam omamy węchowe. I jest naprawdę fajnym wynalazkiem! :3
kurcze cos świetnego! :)
OdpowiedzUsuńJa nie miałabym tyle cierpliwości;p
OdpowiedzUsuńprzeczytałam całość i się zachwyciłam, też chcę!
OdpowiedzUsuńMoje ulubione połączenie to brun z noir pół na pół :)
OdpowiedzUsuńciepła kaka to dobra kaka :d pierwszy raz w życiu widzą coś takiego i już mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńNie znam Cię, ale od kiedy tylko tu wpadłam czuję pełen profesjonalizm ! SUPER !
OdpowiedzUsuń