Jak tam drogi Świecie? Czy u Was także nadszedł sezon chorobowy? Trwa on już właściwie od jakiegoś czasu, ale mnie dopadł dopiero teraz. Dzięki Bogu ograniczyła się do kataru, lekkiego bólu gardła (już wyleczonego) i lekkich stanów podgorączkowych. Wszystko to zwalczę weekendowo i będzie ok.
Mając jednak w pełni wolna sobotę (wolną od spotkań z kimkolwiek) mogłam zająć się czymś co miałam zrobić już jakiś czas temu. Moja nauczycielka od jęz. polskiego ze szkoły podstawowej poprosiła mnie (przez moją mamę), żebym zrobiła dla jej córki szydełkowe motyle. Takie, żeby móc je przyczepić na firankę. Żółte z elementami niebieskiego. Znalazłam ciekawy wzór, potem odpowiedni tutorial na YT(tu część 1) i... teraz trzaskam motyle jeden za drugim.
Duma moja nie zna końca. Są urocze i słodkie. Zadowolona jestem z tego jak zrobiłam ich "korpusiki". Jutro powędrują do swojej nowej właścicielki, chociaż ja już miałabym pomysł jak zrobić z nich wiszącą ozdobę. Może kiedyś coś takiego zrobię (nie wiem po co, nie wiem dla kogo, ale kto wie...).
Poza tym życie toczy się powoli. W najbliższych planach - warsztaty witrażowe w Miejskim Ośrodku Kultury za tydzień. Już nie mogę się doczekać :) Poza tym muszę zrobić jakaś listę prezentów świątecznych. Wiem, że do świąt jeszcze "kupa czasu", ale postanowiłam zrobić ręcznie przynajmniej większość prezentów. Stąd muszę już opracować listę i zabierać powoli do roboty. Dodatkowo z rzeczy przyjemnych muszę pochwalić się moim nowym prezentem. Mama wiedząc, że lubię pić z dużych kubków kupiła mi przeuroczy, prześliczny kubek-filiżanek jumbo.
I tym oto, optymistycznym akcentem, życzę miłego nadchodzącego tygodnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz