poniedziałek, 1 lipca 2013

YOSKINE: Szafirowy Peeling Przeciwzmaszczkowy, czyli jak nie dać się zrobić w bambuko...

...I jeszcze oszczędzić trochę grosza (jak ja uwielbiam oszczędzanie)

Dawno, dawno temu stało się tak, że otrzymałam w prezencie wrześniowy GlossyBox. Utwierdził mnie on tylko w przekonaniu, że to zabawa nie dla mnie. Akurat w tym pudełku znalazł się pewien produkt, który z jakiegoś nieznanego mi powodu postanowiłam przetestować. Tak na zasadzie: "skoro już jest pod moim dachem to niech stracę". Chyba dawno nie podjęłam tak złej decyzji.

Tym produktem był (i właściwie wciąż jest)...

 YOSKINE: MIKRODERMABRAZJA. Szafirowy Peeling Przeciwzmarszczkowy. Cera normalna i mieszana


No dobrze, to co my tu mamy. Peeling Yoskine, który ma nam zastąpić mikrodermabrazję. Generalnie to "luksusowy preparat ze sproszkowanym Szafirem", który dodatkowo "zawiera Duo-Kwas hialuronowy HMW+LMW, który wygładza zmarszczki, ujędrnia skórę i intensywnie nawilża. Sebumatrix redukuje wydzielanie sebum i zwęża pory, a lipidy zbożowe zabezpieczają skórę przed wysuszaniem, ściąganiem i szorstkością" - cytując oficjalną stronę.

Peeling, który usunie nam zmarszczki. W domu. Mhm... No i oczywiście, nawilży skórę, nie wysuszy i nie ściągnie. OK... Ja tam w takie cuda oczywiście nie wierzę, ale co tam - AMAZE ME! Sprawdzamy sobie skład.

SKŁAD: Aqua, Alumina, Polyvinyl Chloride, Glycerin, Paraffinum Liquidum, Cephalins, Disodium Cocoamphodiacetate, Hyaluronic Acid, Isopropyl Myristate, Dimethicone, Glyveryl Stearate, Ammonium Acryloldimethyltaurate/VP Copolymer, Butylene Glycol, Enantia Chlorantha Extract, Olenolic Acid, Sapphire Powder, Sodium Hyaluronate, Stearyl Alcohol, Ceteareth-25, STEARTEH-20, Disodium EDTA, Ethylparaben, Methylparaben, DMDM Hydantoin, BHA, Benzyl Salicylate, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Parfum, CI 42091

Szaleństwa naturalności nie ma, ale producent tego nam nie zapewnia. Gdzieś tam widnieje szafirowy proszek - zupełnie nie wiem ile takowy jest warty i w jaki sposób wpływa na całość. Skoro końcowy produkt, w pełnej 75 ml wersji, kosztuje 30,53 zł to chyba nie jest to aż tak "ekskluzywny" składnik. Przynajmniej firma nie poszalała z ceną, a ja doceniam ten fakt. Całość jest dosyć zwarta, choć nie gęsta. Kolorek niebieskawo-miętowy, zapaszek kremowo-perfumowo-delikatny. W tej kwestii nic wyjątkowego, fajerwerków nie ma. Nie ma też gromów z jasnego nieba.

Wrażenia z użycia: Tutaj zaczynają się schody. Już sam skład powinien mi powiedzieć, żeby nie używać tego peelingu, ale ja głupia chciałam spróbować. Producent każde nam nałożyć produkt na zwilżoną twarz i masować 1-2 min. Jak piszą, tak ja czynię... Ten peeling to jakiś hardcore! Czułam, że gdybym masowała tak przez 2 minuty, starłabym sobie twarz do samej skóry właściwej! Przy mojej cerze naczynkowej to było istne zabójstwo... Szorowanie, przynajmniej dla mnie, było niemiłosierne. Oczywiście nawilżenia brak, a ściągnięta twarz gwarantowana.

Jak wspominałam, sam skład powinien mi wskazać, że będzie "ostro", a dokładniej jeden magiczny składnik, umieszczony wysoko na liście. Mówię tutaj o magicznym Alumina, czyli Korundzie.


Otóż Korund to minerał, a dokładniej tlenek glinu. Jego szlachetne odmiany to rubin albo szafir (Aha!). To co ja Wam pokazuję to wersja dostępna do kupienia w większości sklepów ze składnikami kosmetycznymi. Cytując za Zrób Sobie Krem: "Korund mikrokrystaliczny (mikronizowany - wielkość kryształków 120 μm). Znajduje zastosowanie w profesjonalnych gabinetach kosmetycznych a także w domowych peelingach".

Jego cena za 200 gramów to zaledwie 8,90 zł - taka ilość wystarczy na ogromną ilość peelingów twarz i ciała. Przyczyna jest prosta: "piaseczek" jest bardzo lekki, a wskazane użycie to 1:6. Nic dziwnego, że "mikrodermabrazja" YOSKINE ścierała mi twarz do kości. Ich produkt miał Korund w składzie na drugim miejscu! Czyli ile? 50%? 30%? W moim odbiorze dużo za dużo.

Korund można mieszać z różnymi dobrymi rzeczami: kwasem hialuronowym, olejami (np. jojoba) czy po prostu z ulubionym żelem do mycia twarzy. Nikt mi nie powie, że masowanie twarzy przez 2 minuty, mieszanką kwasu hialuronowego z dobrym olejem, nie ma zbawiennego wpływu na skórę. To jest peeling, który faktycznie nawilży, natłuści i nie pozostawi uczucia ściągnięcia! Cały proces "przygotowania" zajmuje kilka sekund: nakładamy mini porcję Korundu na dłoń, dolewamy wypełniacz, mieszamy palcem, GOTOWE. Ja, mając czasem lenia w czterech literach, używam go z "różowym" żelem Facelle - tak, tak, tym z Rossmanna do higieny intymnej. Robię to tylko wtedy, gdy nie chce mi się nakładać ukochanego peelingu enzymatycznego. Stosuję w przepisowych proporcjach i jest to jedyny peeling mechaniczny, który nie robi z mojej twarzy jednego, wielkiego rumieńca, zaś masaż nim jest nawet przyjemny.

Podejrzewam, że na sali są fani ostrego tarcia. Zupełnie to rozumiem, sama gdybym mogła pewnie uprawiałabym tę masochistyczną zabawę. Takim osobom oczywiście też polecę Korund. Przecież nikt nie stoi Wam na drodze, aby zwiększyć proporcję i poczuć dreszczyk emocji, które towarzyszą przy solidnym ścieraniu. Oczywiście cenowo też wychodzi bardzo sympatycznie, z czymkolwiek zdecydujecie się go wymieszać.

Znowu z pierdoły zrobiłam gigantyczny wywód. Mam nadzieję, że do kogoś dotrze to o czym się rozpisałam. Warto się rozglądać w poszukiwaniu nowych rozwiązać, nie łykać wszystkiego co stoi na półkach w drogerii i tutaj wstawcie dodatkowy chwytliwy argument za. Ja peelingowi YOSKINE mówię "Pas", a na przyszłość staram się wynieść lekcję z tego doświadczenia. 

16 komentarzy:

  1. Dobry peeling, nie wiem o co chodzi, tylko z tego co pamietam faktycznie potwornie wysuszal skore i ogolne uczucie 'po' nie bylo najprzyjemniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się jest hardym mężczyzną to żaden peeling nie straszny!

      Usuń
    2. Nie no, bez przesady, jak kiedys znajdziemy peeling po ktorym nie bede musial sie juz golic, to bedzie znaczylo ze przekroczylismy cienka granice o krok :P

      Usuń
  2. Dla lubiących ostre darcie będzie jak znalazł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja i tak polecę Korund w większym stężeniu - z jakimiś dobrymi dodatkami to może być coś!

      Usuń
  3. Również miałam ten peeling z Glossy, ale ja z moją tłustą skórą i zamiłowaniem do hardcorowego zdzierania zużyłam go z wielkim zadowoleniem :) Jednak nie kupiłam i nie kupię pełnowymiarowego produktu, bo od 2 lat jestem właśnie fanką opisywanego przez Ciebie korundu :D

    OdpowiedzUsuń
  4. chyba Ci prześlemy listę kosmetyków Mamy :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co miałabym z nią zrobić? ;) I ślijcie śmiało, w dziale kontakt znajdziecie mój mail :3

      Usuń
  5. Uwielbiam te Twoje rozkminki i demaskacje :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. oj,a ja myślałam,że tylko mi nie podszedł:( ściera masakrycznie i używam go czasami do rąk,ale niestety nie podoba mi się:( za to podoba mi się Twoja recenzja:)

    OdpowiedzUsuń
  7. oj, rzeczywiście niefajna sprawa z tym peelingiem. :(
    pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  8. korund uwielbiam! na peeling czaiłam się po wysypie recenzji z ukazaniem się jakiegoś pudełka. ale nie mogłam nigdzie dostać, aż kupiłam korund i zapomniałam o wszystkich innych peelingowych zachciewajkach :) ja jestem w grupie masochistycznej i korund w pełni zadowala moje parcie na tarcie :D zazwyczaj rozrabiam go z żelem do twarzy, bo to najczęściej mam pod ręką.
    pozdrawiam, A

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię korund i bawią mnie drogie peelingi z "mikrodermabrazją" oparte na tym składniku ;-) tylko że nie zgodzę się że to jest lekki piaseczek, jest to ciężki składnik. Mam w domu słoiczek glinki i słoiczek korundu, są mniej więcej tej samej wielkości i glinki jest 50g a korundu 200 g. Niemniej wydajny jest zabójczo.

    OdpowiedzUsuń