piątek, 31 maja 2013

Z teki TeŻeta: CACA Brun okiem mężczyzny

Disclaimer: Wartościowa recenzja produktu znajduje się tutaj, poniżej to takie tam męskie bajdurzenie.

Cześć, nazywam się Andrzej i jestem profesjonalnym nakładaczem farb do włosów*. Nie żadnym fryzjerem, czy stylistą fryzur. To by było zbyt mainstreamowe, ja specjalizuje się wyłącznie w nakładaniu farb. Co prawda nie jest to moja główna praca, bo przeliczając czas spędzony na farbowaniu wyszłaby może 1/2000 etatu (co w przeliczeniu na dni oznacza ok. 1 minutę spędzoną na farbowaniu dziennie - dzień w dzień!). Profesjonalny nakładacz farb do włosów nie jest nim ze względu na swoją profesję, lecz fakt, że robi to  pieczołowicie, starannie i z sercem - jednym słowem profesjonalnie.

Jako nakładacz obsługuję tylko jedną klientkę i myślę, że to najlepsze rozwiązanie. Nakładanie farby na włosy to trochę, jak intymny taniec. To więcej niż flirt. To silna więź, w tym fizyczna, gdy palce muskają miękkie włosy odgarniając kolejne kosmyki. Gdy opuszki mimowolnie zaczepiają o krawędź płatka ucha wywołując tym gestem łaskoczące dreszcze. Gdy ciepły oddech oplata odsłonięty wrażliwy kark… Nakładanie farb jest niczym preludium do czegoś więcej, a w takich kwestiach jedna 'klientka' to zdecydowanie optymalna konfiguracja. Po co jednak Wam o tym pisze? By uzmysłowić, że nakładanie farby do włosów to pretty serious shit. A w naszym przypadku nawet serious kaka.

Pierwszy raz zwróciłem uwagę na techniczny aspekt farbowania włosów, jeszcze gdy byłem małym chłopcem. Zrozumiałem wtedy, że zapach wydobywający się z łazienki to nie są nowe perfumy mojej Mamy. Rodzicielka moja niestety miała ciężkie życie, gdyż zwykle musiała farbować włosy sama sobie. Wszak zmaskulinizowany świat, do którego należy mój Ojciec, gardzi tego rodzaju czynnościami. Wtedy też z młodzieńczym buntem i złością postanowiłem, że nie chce być jak on - że niezależnie, co będzie robić moja kobieta, ja będę obok by jej pomoc, choćby to miało być pieprzone nakładanie farby na cholerne odrosty. Kiedy więc pojawiła się okazja (i odpowiednia kobieta) z miejsca zaoferowałem swoja pomoc. A trzeba przyznać, że nie jest to łatwe zadanie dla mężczyzny i nie ze względu na sama czynność, bo ta jest banalna, ale ze względu na psychikę kobiety. Jak to? Już Wam opowiadam.

Farbowanie włosów kobiecie jest trochę, jak te stereotypowe prowadzenie samochodu z żoną na siedzeniu pasażera. Mimo, iż wiesz co robisz, żona i tak będzie cię non-stop pouczać, sugerować inne drogi, krzyczeć byś zwolnił itp. itd. Każdy, kto miał okazje choćby wyjechać z rodzicami na dłuższy wypad za miasto, wie jak upierdliwe potrafią być takie 'rady i wskazówki'. Z farbowaniem jest dokładnie tak samo. Albo i gorzej.

Po pierwsze wkraczasz na teren kobiecie bardzo dobrze znany, a do tego potwornie ważny. Tu kończy się zabawa, a każda próba rozluźnienia atmosfery dziecięcym wygłupem może doprowadzić do fruwających naczyń i agresji (porównywalnej do tej gdy jakiś chuj znowu wrzucił twoje swatche na allegro!). Dlatego na wstępie zaznaczyłem, że jestem profesjonalnym nakładaczem, bo albo nakładasz profesjonalnie, albo nici z seksu przez tydzień. Tak więc wracając do tematu, problemem w nakładaniu farby jest to, że kobieta wie lepiej i chuj że w ogóle nie widzi swojej głowy, chuj że nie czuje gdzie jest farba, a gdzie nie - ona wie lepiej co masz robić. I szczerze mówiąc trudno się temu dziwić, w końcu włosy, że tak powiem... widać.

Obszerna bluzka może zakryć kilka zbędnych fałdek na brzuchu, słaby popis partnera w sypialni można zamaskować udawanym "ooouu...", ale włosy z niepokrytymi równo odrostami? Tu niestety nie ma zmiłuj. Dlatego rozumiem tę obawę po stronie kobiety i lęk przed oddaniem inicjatywy mężczyźnie, komuś kto przecież nie wie jak to jest, bo samemu nie farbuje sobie włosów (jeszcze). Do tego dochodzi lęk przed odbarwieniami skory, gdy farba zbytnio ścieknie na kark lub uszy, okazywany niejednokrotnie nagłymi wybuchami paniki, zupełnie niepotrzebnymi. Wszak każdy wie, że ścieranie nadmiaru farby z płatków uszu lub wrażliwego karku to jedna z przyjemniejszych rzeczy i żaden mężczyzna nie pozwoli, by taka okazja została niewykorzystana (w sensie że zetrze nim zaschnie...).

Ten brak zaufania jest w tym wszystkim najgorszy, bo deprecjonuje działania mężczyzny. Facet widzi, że jego własna kobieta nie ufa mu, kwestionuje jego decyzje, jego działania, mówi mu co ma robić, a to tylko irytuje, złości i drażni. Taki brak zaufania szybko można ekstrapolować na inne aspekty życia, no bo jeśli ona nie ufa mu w tak błahych sprawach, jak można wierzyć ze będzie ufać w innych? Co będzie jak zechcą mieć razem dzieci? Wtedy nie będzie miejsca na wahanie - nawet czynności zupełnie nowe, do których nie jesteśmy przygotowanie, muszą być wykonane sprawnie i musimy ufać ze druga strona zrobi to dobrze.

Dlatego moje drogie Panie, lekcja na dziś: jeśli chcecie mieć dzieci ze swoimi partnerami, pozwolicie im farbować sobie włosy i nie mówcie jak mają to robić. Zrobią to dobrze sami z siebie. Bo im zależy.

A co z ta Cacą Lusha?

Ogólnie dobry shit: 5 out of 5 gwiazdek.

TeŻet



*W przeciwieństwie do większości mężczyzn, którzy są nakładaczami włosów - nakładają swoje włosy na szczotkę i tam już zostawiają. Niestety po wielu latach tej praktyki, więcej włosów zostaje na szczotce niż na głowie, ale taka to już nasza męska przypadłość.


Jeśli chcesz czytać więcej zapisków z teki TeŻeta i poznawać męski punkt widzenia na babskie sprawy nie zapomnij dać suba, albo chociaż zszeruj, lub komćnij!

9 komentarzy:

  1. komciuję! tak, chcę więcej! koniecznie! więcej, więcej i ani grama mniej! Andrzeju, jesteś boski :]

    OdpowiedzUsuń
  2. To bajdurzenie to dobry shit! :D Komciuję, lajkuję itp. Czekam na dokładkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem fanką od samych komentarzy, zatem taki wpis to już wisienka na torcie:-) Want more!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuje za miłe słowa :)
    W głowie mam już pomysły na kilka kolejnych wpisów w których z oparów kosmetycznych wyławiać będziemy coś więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na szczęście ja się nie farbuję, ale przyznaję łaskawie, że gdybym miała swoje włosy oddać w czyjeś ręce to tylko w Jego. Istnieje pewna szansa, że nie skończyłoby się to kaką w wentylator.
    Dobra recka, ale brakuje mi zdjęć - zróbcie sobie czym prędzej takiego małego fotografa, niech się uczy życia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha padłam po przeczytaniu o chuju od swatchy na Allegro :D A dalej jest jeszcze lepiej! :)

    Teraz zastanawiam się nad jednym, czy to, że nie farbuję włosów może być brakiem zaufania do mojego mężczyzny? ;))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Chcę!
    Mój małż tylko raz pomógł mi przy farbowaniu, znaczy się z wielka łachą nałożył mi na tył głowy, tam gdzie mi rąk brakło. Ale za to lubi zrywać mi wosk z łydek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo, w wosk z łydek się jeszcze nie bawiłem... Eeeeelaa, słyszaaałaaś? Toż to świetny temat na damsko-męską relacje :P

      Usuń